rzekł świata i ratując swą duszę, na zawsze pozostał w klasztorze, na co Romuald śmiechem tylko odpowiadał. Pewnego razu rzekł braciszek: „Co mi dasz, gdy ci świętego Apolinarego żywym pokażę?“ Bez żadnego namysłu odrzekł Romuald: „Przyobiecuję ci, że na zawsze pozostanę w klasztorze.“ „Dobrze — powiedział braciszek — tej nocy czuwać będziemy w kościele, a Świętego ujrzysz.“
Czuwali więc i modlili się. Nagle około północy kościół zajaśniał przepysznym blaskiem, ołtarz Matki Boskiej, w którym stała trumna świętego Apolinarego się rozwarł, wieko spadło i Święty w biskupim ubiorze zstąpiwszy na kościół, złotym turybularzem (kadzielnicą) okadziwszy wszystkie ołtarze, wrócił na ono miejsce, skąd był wyszedł — i widzenie znikło. Wrażenie jednak pozostało i Romuald tak się niem przejął, że niezwłocznie prosił o przyjęcie do zakonu. Ojciec początkowo się opierał, ale wkońcu jednak dał żądane pozwolenie. Obleczony w zakonną sukienkę, starał się Romuald wszystkich w umartwieniu i ćwiczeniach duchownych prześcignąć. Gorliwość jego była tak wielką, że opieszałym współbraciom gorzkie robił wyrzuty, co mu wiele zjednało nieprzyjaciół, a Święty po trzyletnim pobycie w klasztorze z niego musiał ustąpić. Nie mogli bowiem zakonnicy ścierpieć, że ich chciał przewyższyć w umartwieniach i modlitwie, a zawsze ganił, gdy reguły nie przestrzegali. Doszło nawet do tego, że raz się na jego życie zmówiono. Romuald ostrzeżony, uniknął wprawdzie zasadzki, postanowił wszakże klasztor opuścić, aby na puszczy pędzić samotne, Bogu poświęcone życie.
Przeor chętnie zezwolił na oddalenie się Romualda, który udał się teraz na puszczę do niejakiegoś Marynusa, mieszkającego w pobliżu Wenecyi. Tenże pustelnik przyjął go uprzejmie, ale nader surowo się z nim obchodził. Obarczał go pracami, a prócz tego kazał mu codziennie głośno wszystkie 150 Psalmów Dawidowych odczytywać. Skoro Romuald popełnił błąd jaki w czytaniu, uderzał go Marynus prętem po lewem uchu.
Romuald znosił wszystko z naśladowania godną cierpliwością, aż wreszcie gdy potrzeba go skłoniła, pokornie się odezwał: „Mistrzu, bij mnie także i po prawem uchu, abym na lewe zupełnie nie ogłuchł!“ Ów dowód pokory ucznia tak wzruszył pustelnika, że go uściskał i odtąd obchodził się z nim