Biskupa i Wyznawcy, który zdumiewającą uczonością i cudami pomiędzy innemi dokonał i tego, że w czasie aryańskiej herezyi pozyskał wierze katolickiej na nowo prawie całe Włochy. — W Konstantynopolu uroczystość św. Platona, Mnicha, który przez długie lata z niezłomną odwagą walczył przeciw heretyckim obrazoburcom. — W Palestynie pamiątka św. Zozymusa, Pustelnika, co pochował ciało św. Maryi Egipcyanki.
Jeżeli Bóg dozwoli spaść klęskom na Kościół święty, to też zsyła zawsze mężów wielkich duchem, nauką i poświęceniem. Podobnie się też stało w ośmset lat po śmierci świętego Izydora, kiedy Kościół święty w niesłychanych rozterkach się znajdował. Nie dość, że trzech zapaleńców heretyków wystąpiło z nową religią w Anglii, a Hus i Hieronim w Czechach, trzeba jeszcze było, że obrano naraz aż trzech Papieży. Każdy z nich rościł sobie prawo Stolicy Apostolskiej, i każdy wywierał nacisk na duchowieństwo w swym obwodzie będące. Papieżami tymi byli Benedykt XIII, Grzegorz XII, i Jan XXIII.
W czasie tym wzbudził Bóg męża, którego jako kwestarza posłał do Kościoła Swego. Wincenty Ferreryusz, czyli z łacińskiego „Anioł Sądu“ rozwinął sztandar Chrystusowy, zagrzmiał w trąby, obudził śpiących, zachęcił bojaźliwych, wprawił w drżenie wiarołomnych, zapalił uniesieniem wiernych i upokorzył niepoprawnych.
Mąż ten Boży narodził się 1357 roku w Walencyi w Hiszpanii, z rodziców bogatych w cnoty i dobra doczesne. Był smukłego wzrostu, nadobnej twarzy, bystrego rozumu i nader pobożnego serca, zatem stała mu przy jego nauce i znaczeniu rodziców otworem droga do wszystkich wysokich urzędów, rozkoszy i uciech. Wincenty jednakże zamknął się w samotnej celi klasztornej i poświęcił całkiem służbie Bożej. Poświęcenie to umacniał jeszcze dziennie umartwieniem, chętnem posłuszeństwem, pokorną skromnością i gorliwem przykładaniem się do nauk, w których mu też Bóg cudownym sposobem dopomógł.
Po odebraniu święceń użyli go przełożeni do nauki po wyższych szkołach. W Barcelonie uczył filozofii, czyli mądrości życia, z wielkiem powodzeniem; w Leridzie, uczył Teologii z takiem odznaczeniem się, że legat Papieski, Piotr de Luna, nadał mu tytuł doktora. Potem w rodzinnem mieście objaśniał Pismo święte i piastował urząd kaznodziei z nadzwyczajną skutecznością. Jego kazania miały w sobie coś odrębnego, jakąś ożywiającą siłę. Słowa jego płynęły z serca, przeto też trafiały do serc słuchaczy. Nie był to skutek długiej, wytrwałej pracy, lecz jego pięknej, Duchem świętym napełnionej duszy.
W czasie tym zesłał Bóg na niego ciężkie bardzo doświadczenie, z którego jednak zwycięsko wyszedł. Jego powierzchowna piękność zrobiła wielkie wrażenie na sercu pewnej wysokiego rodu pani, ale to wrażenie nie pochodziło z Nieba, lecz z cielesnych jej pożądliwości. Udawszy chorą, kazała Wincentego do siebie poprosić. Gdy Wincenty przybył i rozpoczął swe urzędowanie, oświadczyła mu swoje uczucia. Przelękły kapłan czem prędzej uciekł, a oszukana w swych nadziejach poczęła wrzeszczeć i na Świętego najzjadliwsze miotać obelgi. Wincenty w milczeniu znosił ową cierniową koronę hańby i z ufnością wznosił oczy do Wszystkowiedzącego, który też jego usprawiedliwienie się wziął na Siebie. Ową panią opanował bowiem szatan i straszliwie dręczył, wołając: „Jeśli tu nie przyjdzie ten, który wśród ognia nie doznał obrazy, to nie ustąpię!“ Wiedziano więc o kim tu szatan mówi. Posłano po Wincentego, wskutek którego modlitwy szatan ową panią opuścił, a ona z wielką pokorą publicznie Świętemu wyrządzoną krzwydę przyznała.
W roku 1394 został wspomniany Kardynał Piotr de Luna pod nazwiskiem Benedykta XIII nieprawnie obranym na Papieża,