Boga winien mieć serce dziecka, wobec bliźniego serce matki, a wobec siebie samego serce sędziego. Według tego przekonania też zawsze postępował. Przełożeni klasztorni posyłali go z jednego klasztoru do drugiego, aby zakonnikom wszędzie w jego osobie stawić żywy przykład wszelkich cnót zakonnych, gdyż wiedzieli, że taki przykład zawsze więcej działa, niż wszelkie przepisy i kazania.
Paschalis, jakkolwiek za młodych lat był tylko samoukiem, miał tyle bystrości, że nabył wkrótce głębokich nauk i tak ich umiał użyć i niemi tak trafić do serc i do przekonania, że najuczeńsi mężowie zasięgali jego rady, dziwili się jego trafnym odpowiedziom. Nauki jego tak dziwny miały urok, że najtwardszych grzeszników przekonywały i sprowadzały na drogę cnoty.
Najrzewniejsze chwile spędzał przed obrazem Matki Boskiej i przy przyjmowaniu Ciała i Krwi Pańskiej, a przed Najświętszym Sakramentem przepędzał całe noce na modlitwie. Zachorowawszy, przyjął z niewysłowioną radością wieść ogłoszoną mu przez lekarza, gdy ten mu oświadczył, iż choroba jego jest śmiertelną.
Przygotowawszy się należycie na zgon w dzień Zielonych Świątek roku 1592, zapytał otaczających jego łoże, czy Msza św. już się rozpoczęła, a gdy mu oznajmiono, że już się odprawia, wziął krzyż i różaniec w rękę i pełen uśmiechu, właśnie podczas Podniesienia oddał ducha Bogu, przeżywszy lat pięćdziesiąt i dwa.
Gdy ciało jego spoczywało w kościele, w czasie Mszy św. dwa razy podczas Podniesienia podniosły się powieki jego, a oczy zwrócone były na Przenajświętszą Hostyę, którą właśnie kapłan wznosił w górę.
Do grona Świętych Pańskich policzony został w roku 1690 przez Papieża Aleksandra VIII.
Święty Paschalis, będąc w klasztorze, używał każdej minuty wolnej od zatrudnień domowych na modlitwę przed Hostyą św. Piórem się nie da opisać — mawiał — jakich tam doznawał słodyczy i jakie stąd łaski nań spływały.
A ty Czytelniku, jakież pod tym względem masz przekonanie? Jakże przepędzasz dzień wolny od zatrudnień? Nie mów, że nie masz czasu, aby codziennie kilka minut wolnych poświęcić Jezusowi Chrystusowi.
Do tego obowiązku skłania cię nasamprzód wiara, która cię uczy, że w cyboryum na ołtarzu wielkim w kościele twym parafialnym zamieszkuje Stwórca twój i Zbawiciel, który cię krwią Swoją wybawił od grzechu pierworodnego — Sędzia, który wszystkie twe czyny sądzić będzie.
Gdzież zatem możesz godniej przepędzić tę chwilę czasu wolnego, jeśli nie w kościele?
Królowa Saba z dalekich stron przybyła w odwiedziny do króla Salomona i tak się wyraziła: „Błogosławieni ludzie twoi, którzy zawsze widzą oblicze twoje i słuchają mądrości twojej.“ Rozważ to dobrze; a wszakże w ołtarzu więcej masz, niż Salomona.
Ty wierzysz w to, ale cóż czynisz? Masz czas po temu i ciekawości dużo mieszać się do cudzych spraw, które nieraz wcale cię nie obchodzą. Odwiedzasz miejsca i towarzystwa i szukasz rozrywek, na które religia twoja nie udzieliłaby ci pozwolenia — ale nie masz czasu odwiedzić Jezusa Chrystusa utajonego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza. Ustami wymawiasz, że wierzysz w Chrystusa, ale w sercu inne masz przekonanie. Niegodziwy sługo Boży, za mowę twoją Pan Bóg sądzić cię będzie!
Prawda to niezaprzeczona, że poganie czczą bogów swoich, i tak Babilończycy czcili Baala, Egipcyanie krokodyla, Indyanie białego słonia, Turcy Mahometa — a wszyscy szczerzej i więcej, niż wielu katolików Syna Boga żywego. A przecież tak nakazuje katolikom nawet korzyść własna. Wszakże wiesz, czemu Pan Jezus zamieszkał w twoim kościele parafialnym, słyszysz wołanie Jego pełne miłości: „Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a Ja was ochłodzę.“ (Mat. 11, 28).
Mówisz często o swych cierpieniach i troskach, i niezliczone objawiasz życzenia dla ciała, duszy, synów, córek, skarżysz się na ciężkie czasy; idźże więc często przed ołtarz Jezusa i błagaj Go, aby ży-