posługi w kuchni, — nadto zamiatać, chorych pielęgnować, we wszystkiem braciom pomagać. Zazwyczaj posyła się Nowicyuszów zakonnych do szpitali, by ich w pokorze i miłości bliźniego wypróbować. Franciszek tych sobie chorych wybierał, którzy cierpieli na choroby najbardziej wstrętne i obchodził się z nimi najtroskliwiej, widząc w nich samegoż Chrystusa. W jednym kościele w mieście Tuluzie spoczywa ciało św. Męczennika Saturnina, a obok niego znajdują się zwłoki wielu innych Świętych. Tu więc posyłano często młodych zakonników, żeby widokiem tylu Męczenników zapalali się żarliwością rozszerzania wiary; tamże posłano też i Franciszka. Mocno wzruszony padł on na ziemię przed świętemi Relikwiami, i tutaj to Pan Bóg natchnął go oną wielką żarliwością około zbawienia dusz, która go aż do śmierci ożywiała; tu obudziło się w nim pragnienie, z miłości ku Jezusowi poświęcić się całkiem pracy nad zbawieniem dusz, a nawet krew swą przelać.
Chcąc się pomału do urzędu misyonarskiego zaprawić, prosił przełożonych, żeby mu oddali zajęcie się czeladzią i rozdawaniem ubogim jałmużny, na co gdy przyzwolono, z wielką gorliwością i miłością zajął się swym urzędem. W Niedziele wychodził na wsie, miewał kazania do wieśniaków, albo też chodząc z dzwonkiem po ulicach miasta, zwoływał dziatki i uczył je katechizmu.
Po tych szczęśliwych próbach umyślił mieszkańców miasta Andonia pozyskać dla Pana Boga, jako też wnet odmieniły się ich serca. Wytępił więc nałóg pijaństwa, przeklinania, wszeteczeństwa, a zgoda i pokój znowu wróciły do rodzin. Nadto założył tu bractwo Najświętszego Sakramentu, które się z czasem w całym katolickim Kościele rozszerzyło.
Pośród tych prac nie zapominał bynajmniej o naukach, i tak dalece w nauce postąpił, że mu przełożeni powierzyli urząd nauczycielski, na którym nie tylko wiadomości udzielał uczniom, lecz nadto prowadził ich do życia bogobojnego, najbardziej służąc własnym przykładem, którym tak przyświecał, że go zwano „Aniołem“, bo czem Anioł-Stróż dla każdego z osobna, tem on był dla całego kollegium. Gdy miał wziąć święcenia kapłańskie, ciężką musiał stoczyć walkę. Z jednej strony pragnął gorąco ubogim opowiadać Ewangelię i grzeszników jednać z Bogiem, z drugiej strony nie czuł się wcale godnym tego wysokiego, kapłańskiego urzędu. I było rozdarte serce jego w tej walce, aż dopiero przełożeni w moc posłuszeństwa nakłonili go do przyjęcia święceń. Prymicye swe odprawił w wielkim płaczu, a kto nań patrzał przy ołtarzu, rozumiał, że widzi Anioła. Zaledwo został kapłanem, Pan Bóg zdarzył mu sposobność okazania Swej wielkiej żarliwości. W r. 1630 wybuchło w Tuluzie morowe powietrze, które się z wielką srogością szerzyło. Natychmiast święty Franciszek błagał przełożonych, żeby mu pozwolili oddać się na usługi chorych, rozumiejąc, że kapłan winien w posłudze bliźniemu i życie swoje poświę-