cić. Z początku przełożeni nie chcieli przystać, bacząc na bardzo młody wiek jego, ale że nie ustawał prosić, przydając w wielkiej pokorze, że i tak nie na wiele się przyda, wreszcie zezwolili. Jak ludzie światowi śpieszą na zabawy, tak św. Franciszek pokwapił się zaraz do miasta zapowietrzonego i z niewypowiedzianą miłością zajął się chorymi.
Gdy miał lat 35, Pan Bóg otworzył mu właściwą kolej życia, do której się sposobił, to jest do opowiadania Ewangelii ubogim i do nawracania grzeszników. Starsi powierzyli mu urząd Misyonarza, czyli opowiadacza wiary. Przez całe 10 lat ostatnich życia sprawował ten urząd, a osobliwie w Południowej Francyi. Widząc, że latem wieśniacy mają dużo w polu zatrudnienia, urządzał o tej porze misye po miastach, a zimą po wsiach. Nasamprzód udał się do miasta Montpellier, nad morzem położonego, gdzie też Biskup miał swą stolicę. Miasto było ludne, bogate, obywatele oświeceni. Najpierw nauczał dziatki, a potem w kościele Jezuickim co Niedzielę i święto miewał kazania proste, ale przytem takie serdeczne, że on sam i słuchacze nie mogli się od łez powstrzymać. Najznakomitsi i najoświeceńsi obywatele słuchali nauk jego, chociaż głównie prosty lud miał na oku.
Przedewszystkiem pamiętał o ubogich, kochając ich jakby własne dziatki. Najwięcej ubóstwa cisnęło się do jego konfesyonału, a on mawiał: „Panowie i przedniejsi zawsze znajdą sobie spowiedników, moją cząstką niech będą ci ubodzy, ta opuszczona trzódka Chrystusowa.“ Nieraz siedział w konfesyonale do wieczora, nic nie jedząc, a gdy się raz pytano, czemu nie poszedł posilić się, rzekł: „Nie uwierzysz pewnie, gdy powiem, że będąc ubogimi zajęty, o niczem innem myśleć nie mogę.“ Nie było w mieście nędzą strapionego, któregoby nie odwiedził. Co sobotę chodził od domu do domu, żebrząc na ubogich. Najczulej obcował z takimi, którzy byli chorzy na obrzydliwe choroby, a że tacy zazwyczaj dla złego życia są najupartsi i najzatwardzialsi, nie ustawał przemawiać im do serca, aż zmiękli i oczyścili się z grzechów.
Na zimę opuścił miasto, udając się na wsie. O cztery godziny drogi leżało miasteczko Somiers, gdzie kacerstwo Kalwina wielkie poczyniło spustoszenia. Katolicy, lud ubogi, nie znali już prawie swej wiary, i żyli w rozpuście. Tknięty na ten widok boleścią św. Franciszek, rozpoczął bez odwłoki swą pracę misyjną. Trzy godziny tylko sypiał, resztę czasu obracał na modlitwę i na sposobienie się na kazanie. Zaledwie dniało, już był w kościele, słuchał spowiedzi i wstępował na ambonę. Po kazaniu znowu siadał do konfesyonału, poczem odprawił Mszę świętą. Po południu uczył dziatki, odwiedzał chorych, pocieszał ubogich i jednał zwaśnionych. Wieczorem po raz drugi miał kazanie, a późno w noc słuchał spowiedzi. Zaraz w pierwszych dniach zbiegało się mnóstwo ludu, bo go mieli za posłańca z Nieba. W czasie kazania słychać było płacz i łkanie wielkie, a rozumieli go i najwięksi prostaczkowie, bo mówił bardzo prosto i przystępnie. Z miasteczka zwiedzał pieszo okolicę, i nie było miejsca tak pustego i opuszczonego, do któregoby nie zajrzał. W największem zimnie wychodził naczczo raniuteńko i szedł kilka mil, by nauczać i słuchać spowiedzi. Żywil się tylko chlebem i wodą, a sypiał na prostych deskach.
Działy się też liczne nawrócenia; najzakamienialsi heretycy, żołnierze najrozpasańsi uznawali jego świętość. Gdy dnia jednego gromada plądrujących żołnierzy wyznania kalwińskiego chciała wioskę jedną złupić, ale nie znalazłszy nic, gdyż mieszkańcy zabrali wszystko i ratowali się ucieczką, postanowiła złupić kościół. Jak tylko święty Franciszek się o tem dowiedział, przybiegł z krzyżem w ręku, zaklinając ich na Krew Chrystusową, żeby nie gwałcili Miejsca świętego, a gdy na te prośby nie zważali, stanął przede drzwiami kościoła i żołnierza, który doń przystąpił, ujął za ramię, wołając: „Precz stąd, świętokradco! Nie dopuszczę, by w mojej obecności dom Boży zbezczeszczono. Nie wnijdziesz do tego kościoła, chyba po trupie sługi Boga żywego.“ Na te słowa przelękli się żołnierze i odeszli. Po wszystkich osadach zaprowadzał Bractwo Najświętszego Sakramentu, któremu heretycy bluźnili.
Z Somiers zaprosił go Biskup do Vivieri, do swego Biskupstwa. Tu w niedostępnych
Strona:PL Żywoty św. Pańskich na wszyst. dnie roku.djvu/0640
Ta strona została skorygowana.