Strona:PL Żywoty św. Pańskich na wszyst. dnie roku.djvu/0786

Ta strona została skorygowana.

odbywa ją machinalnie tylko, byle jej się zbyć, nieprzymierzając jak to bydlę, które wciąż w jednym i tym samym chodzi deptaku. Przy ciągłej niczem nie przerwanej, ani urozmaiconej pracy zawodowej umysł traci swoją sprężystość i odporność; pamięć wreszcie i wyobraźnia, przesycona jednakiemi wciąż wrażeniami, tracą swój polot i stają się na kształt tego ptaka w klatce, który pozbawiony swobody wciąż w jednem, ciasnem kręci się kółku. — Niedziela i święta przerywają tę szarą, powszednią jednostajność życia deptakowego. Kiedy człowiek po całotygodniowej mozolnej pracy na Niedzielę zmieni przepoconą bieliznę i w odświętne przybierze się szaty, od razu jakby inny duch w niego wstępuje; czuje się być nie bydlęciem roboczem, nie kołkiem w zgrzytającej wiecznie maszynie, ale człowiekiem, na podobieństwo Pana Boga, rozumnym i swobodnym. I szczęśliwy, stokroć szczęśliwy, kto jak ten ptak wypuszczony z klatki wzbija się w górę (gdzie czystsze i świeższe jest powietrze i skąd jest jakby bliżej do Pana Boga), umie zbliżyć się przedewszystkiem do Pana Boga swojego, i u Niego, jako Dawcy wszystkich darów najlepszych, zaczerpnąć nowych sił i świeżości dla spracowanej i stęsknionej duszy swojej.
Ma człowiek po trzecie serce; a i to serce ma swoje potrzeby nieodzowne. By tu pominąć wiele innych, ma serce ludzkie potrzebę przedewszystkiem cokolwiek szczęścia, i to jeszcze tu na ziemi, — potrzebuje też piękna. Wyjąwszy tę garstkę wybranych, którym Pan Bóg raczy zastępować i ojca i matkę i braci i siostry i wszystko: gdzież człowiek znajdzie trochę szczęścia i zadowolenia, jak nie w kółku swojem rodzinnem? — oczywiście, jeśli to kółko jego rodzinne ożywione duchem Bożym i trwa w miłości. W powszedni, roboczy dzień ojciec prawie zawsze, matka bardzo często, a i dzieci nawet nieletnie tak bardzo bywają obarczone i umęczone pracą na chleb codzienny, że ledwie zdążywszy się cokolwiek posilić; już i śpieszą na spoczynek. Dla nawału pracy, dla ustawicznej troski o utrzymanie nie rzadko się zdarza, że rodzony ojciec i własna matka dzieci swoich prawie nie znają i nawzajem dzieci nie znają ich. A jeśli się nie znają, jakże mają nawzajem się cenić, nawzajem się kochać? Bez miłości zaś niemasz szczęścia na tej biednej ziemi naszej. Zostają przynajmniej dni święte, te dni prawdziwie Boże, w które i najuboższy (byle z domu do szynku, od swoich do obcych nie uciekał), może do woli nasłuchać się szczebiotania swych dzieci, zbawić je i pouczyć swojem na doświadczeniu opartem i poczciwem słowem i popieścić je, — i tak zażyć szczęścia życia rodzinnego, sam wśród młodych odmłodnieć i ich nawzajem stopniowo doprowadzić do rozwagi i dojrzałości. Serce ludzkie potrzebuje też koniecznie piękna, którem się, jak wszystkiem, co jest szlachetne, święte, Boże, zachwyca i doskonali. Jedni tylko rolnicy po wsiach, co od chwili kiedy ranne wstają zorze aż do zachodu miewają niebo nad głową, a przed oczyma rozliczne cuda przyrody; ci też wogóle chętnie święcą dni święte i wyjątkowo tylko potrzebują, żeby ich do tego obowiązku nawoływać. Ale po miastach w huczących fabrykach, przy ciasnych warsztatach, w dusznych biurach i handlach, w zadymionych kuchniach i restauracyach, a najczęściej i we własnem mieszkaniu, jakże szukać tego co piękne, szlachetne, święte, Boże, kiedy tam brak nawet powietrza, światła i miejsca? a dla gorączkowej gonitwy za zarobkiem i dorobkiem nikt prawie nie ma czasu ani ochoty, żeby o Panu Bogu i o tem co Boże bodaj pomyśleć. Oj, nie jest sobie przyjacielem, ktokolwiek zarzucił zwyczaj święcenia dni świętych, — ani jest mu przyjacielem, kto od tego odwodzi.
Dotychczas mówiliśmy o potrzebach wyłącznie doczesnych, dla których należałoby ustanowić dni święte, gdyby tego sam Pan Bóg w dobroci Swojej nie był już uczynił. Mamy jednak czwartą jeszcze i to najważniejszą potrzebę. Oto, dusza ludzka jest nieśmiertelną i dlatego każdego z nas czeka wieczność; to znaczy, że ty, ten sam, który te-