Joanna zgodziła. Ale najprzód trzeba było pamiętać o dzieciach, i to sprowadziło niesłychanie wiele umartwień, gdyż rodzina nie chciała jej puścić. Gdy nastała chwila rozstania, ileż udręczeń znieść musiało macierzyńskie jej serce! Biedni, czeladka, sędziwy ojciec, wszyscy narzekali, a dzieci uwiesiły się jej u szyi; najmłodsze zaś klęczało przed nią, szlochało i położyło się u progu, wołając: „Mamo, depc po mojem sercu, jeśli mnie chcesz opuścić.“ Udręczona matka zadrgnęła, przez gęste łzy spojrzała w Niebo, przeszła ponad głową dziecięcia i porzuciła wspaniałe komnaty. Miłość Boga przemogła w niej macierzyńskie przywiązanie do dzieci.
W roku 1610 przyodział tedy święty Franciszek ją i dwie towarzyszki w habit. Nowa zakonnica rozpoczęła zawód pielęgnowania chorych po domach i ubogich mieszkaniach miasta Annecy. Na wszystkiem jej zbywało, mimo to gorliwość jej wszystkiemu zaradzić umiała, wszystkim umiała zadośćuczynić i wszelkie potrzeby zaspokoić. Źli ludzie i zły duch starał się jej stawiać nieprzezwyciężone przeszkody, ale niewiasta mężna wszystko pokonała. Wkrótce przybyło więcej nowych towarzyszek, a nadto prosiły o przyjęcie dziewice szlacheckich rodzin francuskich i sabaudzkich, księżniczki zaś ofiarowały swe skarby na zakładanie nowych klasztorów „Panien Wizytek.“ Niebawem liczono już siedmdziesiąt cztery domy. Podróże, walki, utrapienia, trudy i starania Joanny były niesłychane, lecz ostatecznie umiała to wszystko znieść i przezwyciężyć. Trapić ją też poczęły cierpienia ciała, pokusy duszne, rozmaite wątpliwości i niezwykła bojaźń grzechu. Mimo to nie upadała na duchu, powtarzając: „Z wszystkich nieprawości najwstrętniejszą jest mi rozpacz, jest bowiem wolą Boga, by nędza nasza była tronem Jego miłosierdzia.“
Z biegiem czasu cios po ciosie uderzał w tkliwe i czułe jej serce. I tak przychodziły wiadomości o powolnem wymieraniu członków jej rodziny lub inne smutne wieści. Na ostatku dowiedziała się o zgonie swego ojca duchownego, św. Franciszka Salezego. Nie wyszła jednak skarga z ust jej i nie ustawała w modlitwie, a życzeniem jej najgorętszem było: „Panie, odcinaj, wypalaj wszystko, co się nie zgadza z wolą Twoją świętą.“
Podczas wizytacyi zapadła w klasztorze w Moulins na niebezpieczną febrę. W obliczu śmierci podyktowała list pożegnalny do swych córek duchownych, przyjęła Sakramenta święte i skonała z Imieniem „Jezus“ na ustach dnia 12 grudnia 1641 r. Wspaniały pogrzeb w Annecy był chlubnem świadectwem uwielbienia i miłości, jaką się cieszyła „matka Chantal.“ Papież Benedykt XIV policzył ją też w miarę zasług w poczet „Błogosławionych“, a Klemens XIII w roku 1767 między „Świętych.“
Krótki rys żywota świętej Joanny słaby tylko daje obraz tej pięknej duszy. Umieszcza się tu krótkie przemówienie jej do Sióstr zakonnych o zaparciu się samego siebie:
„Pan nasz przywiązał nagrodę miłości Swej i naszego szczęścia wiekuistego do zwycięstwa, jakie odnosimy nad sobą samymi. Zamiarem waszym przy wstąpieniu do stowarzyszenia „Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny“ powinno być rozłączenie się z sobą, a połączenie z Bogiem. Osobistość nasza jest czemś lichem i nędznem: cała wasza czynność i praca będzie bezowocną, jeśli się nie zaprzecie siebie samych. Wtedy tylko będziecie oblubienicami Chrystusowemi, jeżeli ujarzmicie swój rozum, wolę, skłonności, aby się stać podobnemi Bogu. Oblubieniec serc waszych pragnie, byście z Nim wstąpiły na Górę Oliwną. Wabi was tam, gdzie się dał ukoronować cierniową koroną, poranione ciało odrzeć z szat, przybić do krzyża, napoić żółcią, zelżyć, słowem, gdzie poniósł za was mąk tyle. Tam powinneście chętnie i z weselem obrać sobie mieszkanie, tam wiernie Go naśladować, a naśladowanie to polega właśnie na zaparciu się samego siebie i dążeniu do doskonałości. Przychodzimy na świat surowe, nieogładzone, pełne złych skłonności, które stłumić w sobie należy; jeśli to zaniechamy, nigdy nie zbliżymy się do Niego w świętości i doskonałości.“
„Winneście się nadto umartwić i oddać w ręce tych, co wam przewodniczą, słuchać ich w prostocie i pokorze ducha, nakazać