Fortunata, Kajusa i Antesa, ściętych dla Wiary św. za cesarza Dyoklecyana i prokonsula Leoncyusza. — W Konstantynopolu pamiątka św. Aleksandra, Biskupa, wielce poważanego starca, na usilną modlitwę którego heretyk Aryusz podpadł prawiedliwej karze Bożej, gdyż pękł, że wnętrzności zeń wyszły. — W Saintes uroczystość św. Wiwiana, Biskupa i Wyznawcy. — Również pamiątka św. Mojżesza, co z osławionego rozbójnika stał się słynnym daleko pustelnikiem, a wielu dawniejszych towarzyszów rozboju nawrócił i przywiódł ze sobą do klasztoru.
Sabina pochodziła ze znakomitej rodziny rzymskiej i otrzymała wychowanie staranne, ale pogańskie. Poszła za pułkownika rzymskiego Walentyna i wiodła żywot, jak wszystkie wielkie damy, tj. lubiła stroje, zbytkowne uczty, trawiła całe godziny przy toalecie, w teatrze, albo dokuczała swym służebnicom.
Gdy mąż jej poległ w bitwie przeciw Dakom, porzuciła zgiełkliwe miasto i zamieszkała w zaciszu wiejskiem w Umbryi. Otrzymawszy od Stwórcy szlachetne serce, a od rodziców staranne wykształcenie, umiała się należycie cenić i ustrzedz od zepsucia, rozpowszechnionego podówczas pomiędzy wyższemi warstwami społeczeństwa rzymskiego.
Pomiędzy jej niewolnicami była tedy Serafia, chrześcijanka, pochodząca z Antyochii, miasta syryjskiego. Była ona prawdziwym wzorem przyzwoitości i skromności, mówiła mało, ale zawsze odzywała się grzecznie i uprzejmie, nigdy nie schlebiając swej pani, a jeśli Sabina od niej wymagała czegoś, co się sprzeciwiało zasadom chrześcijańskim, tłómaczyła się z nieposłuszeństwa z przynależnem uszanowaniem. Nie znała obawy przed karą, która nieraz była wielce dotkliwą, a znosiła ją tak cierpliwie, że nigdy obłok niechęci i gniewu nie zasępił jej łagodnego oblicza. Wszelkie polecenia wykonywała sumiennie i ochotnie, a najniższe nawet posługi pełniła z osobliwszą chęcią i radością.
Sabina lubiła uważać na różne temperamenta i charaktery swej czeladki służebnej, nadewszystko i szczególnie zajęła się Serafią, widząc pewnego razu, jak to dziewczę na klęczkach opatrywało, czyściło i całowało ranę żebraka, ropiącą się na jego nodze. Skoro Serafia ją opatrzyła, obdarzyła nędzarza kawałkiem chleba, który poskąpiła własnym ustom.
Sabina nie spuszczała z oka Serafii i z daleka zauważyła, że jej służebnica rozdaje jałmużnę a pomiędzy biedne dziewczęta suknie, które otrzymała od swej pani, że w swojej komórce trawi całe godziny na głośnej lub cichej przed krzyżem modlitwie. Lecz ani jej na myśl nie przyszło, że jej niewolnica prosi Boga o nawrócenie swej pani. Nareszcie kazała się stawić przed sobą Serafii i zapytała ją o powody tego postępowania. Zagadnięta znienacka Serafia wyznała, że to czyni z obowiązku i wdzięczności ku świętej Religii, mówiła jej o dobroci i majestacie Boga, o przeznaczeniu człowieka do szczęścia wiekuistego, o szpetności grzechu, o miłosierdziu Jezusowem, nareszcie nie mogąc pohamować wzruszenia wewnętrznego, padła do nóg Sabiny i rzekła: „Potężna władczyni, jestem tylko prostą, nieokrzesaną niewolnicą i nie umiem ci opisać wzniosłości i słodyczy naszej Wiary świętej, wyręczą mnie jednak w tym względzie nasi kapłani, bylebyś ich posłuchać zechciała.“
Słowa te wprawiły Sabinę w wielkie zdumienie, ale wkrótce kazała Serafii odejść, uważając nieprzyzwoitość w tem, iż dłużej rozmawia z niewolnicą. Słowa Serafii wyryły się jednak niezatartemi głoskami w jej pamięci i niezadługo zażądała od niej, aby jej przywiodła nauczyciela. Uradowana Serafia podążyła nocną porą do Rzymu i opowiedziała kapłanowi Aleksandrowi, jakie otrzymała od swej pani polecenie. Aleksander rozpoczął następnej nocy obznajmiać Sabinę