ka.“ Ośm lat pozostawał Rajmund w ciemnym lochu, spętany na rękach i nogach, trapiony głodem, z ustami zawartemi żelazną kłódką; ale wielu spragnionych pociechy chrześcijan, pomiędzy którymi było kilku nowonawróconych, zbierało się pokryjomu u niego. Przemawiał do nich z wysileniem, ale oni go rozumieli. Już sam widok świętego Męczennika, z radością znoszącego swe męki, działał na nich mocniej od najwymowniejszego kazania.
Tymczasem przynieśli bracia zakonni spodziewane wykupno, a Rajmund wypuszczony na wolność, na nowo podjął przerwaną pracę. Wkrótce jednak kazała mu zwierzchność zakonna wrócić do Hiszpanii, gdyż Papież Grzegorz IX uznając jego zasługi i wysokie zalety, mianował go Kardynałem. Przyjęto go uroczyście w Barcelonie i wprowadzono do okazałego pałacu kardynalskiego. Wszakże wysokie dostojeństwo w niczem nie zmieniło jego pokory. Porzucił wspaniałe komnaty, wprowadził się do celi klasztornej, chodził w ubogim habicie i żył ściśle według reguły zakonnej. Gdy mu zwracano uwagę, że za mało ma względu na swą wysoką dostojność, odpowiadał ze zwykłą uprzejmością: „Pokora z dostojeństwem da się bardzo dobrze pogodzić, gdyż jedna nie wyłącza drugiego.“ W roku 1240 powołał go Ojciec święty do Rzymu, a Pan Bóg do Nieba; gdy bowiem szedł pożegnać się ze swym ojcem chrzestnym i dobrodziejem hrabią Kardonem, zapadł ciężko na zdrowiu. W chorobie udzielił mu Anioł w habicie zakonnym Wiatyk święty, a nowomianowany Kardynał oddał Panu Bogu ducha w roku 1240, licząc niespełna lat 37.
O zwłoki jego wszczął się spór między miastem Barceloną, hrabią Kardonem i Zakonem, który wszakże sam Bóg rozstrzygnął. Położono bowiem trumnę na karawan i zaprzężono do niej ślepego muła, puszczając go samopas. Zwierzę zaciągnęło żałobny wóz przed kaplicę na wzgórzu wiejskiem, gdzie zmarły w młodocianym wieku tak często się modlił; tam go też z wielką czcią pochowano. Kaplicę zamieniono na piękny kościół, który się stał miejscem licznych pielgrzymek, a święty Piotr z Nolasko przybudował do niego kościół swej reguły.
W życiu świętego Rajmunda uderzają każdego dwa punkta:
a) Opłakany stan niewolników jęczących w niewoli Saracenów. Biedni jeńcy musieli dźwigać ciężkie łańcuchy, pracować ciężko i bez wytchnienia, znosić szyderstwa i urągania bez nadziei oswobodzenia, gdyż nie mogli się wykupić.
b) Miłosierdzie świętego Rajmunda, który sam się oddał w niewolę, aby nieszczęsnym wrócić złotą wolność.
Owe dwa punkta są jednak tylko słabem wyobrażeniem tego, co Kościół święty w rzeczywistości dziennie i co godzinę w Ofierze Mszy świętej nam przedstawia. W dowód tego rozważajmy:
1) Największem nieszczęściem, jakie gnębi chrześcijanina, jest grzech pierworodny. W tym stanie jest jakby wygnańcem jakim,