łożonych, jak i ze strony pospolitego ludu; ale żadna nie zdołała przemódz jego cierpliwości i łagodności i do gniewu pobudzić. Oprócz jałmużn, które hojnie rozdawał, opatrywał codziennie we własnym domu czterech ubogich. Ogólnie zaś zwykł on ubogich zwać swą bracią i czeladzi również przykazał ich tak, a nie inaczej nazywać. Gdy się dowiedział, że kto z wyższego stanu nieszczęsnym jakim wypadkiem podupadł, wspierał go potajemnie, by go nie zawstydzać. Będąc jeszcze zwyczajnym plebanem, rozdawał ubogim parafianom odzienie. W Paryżu będąc na naukach, studentowi oddanemu grze i pijaństwu kazał zrobić piękny
i drogi płaszcz, za co ten musiał mu przyrzec, iż przez cały rok nie pójdzie do oberży i nie tknie kostek do grania. W inny jeszcze sposób okazywał miłość swą ku ubogim; ilekroć razy bowiem wiele ludzi zbiegło się do spowiedzi, on najpierw ubogich słuchał, a potem bogatszych.
Wartość człowieka wobec Pana Boga zawisła wreszcie od tego, jak wypełnia obowiązki swego stanu. Piastując jeszcze urząd kanclerski, w mowie był prawdziwy, w radzie oględny, wierny w obowiązkach, w każdej sprawie mając rękę czystą od przekupstwa. Karcił też zbytki bogaczy, od prawdy na krok nie ustępował, a każdemu ubogiemu dawał chętny posłuch. Sprawiedliwość jego, bojaźń Boska i miłosierdzie okazało się w pięknem świetle na jednej radzie królewskiej. Za poradą innych umyślił król ochrzconemu żydowi dać moc karania, nawet skazywania na śmierć każdego, coby pieniądze obrzynał lub fałszował. Tomasz św. wstał, oświadczając królowi, że to nieprzystojna rzecz, by ten, co do niedawna był żydem, miał taką władzę nad chrześcijaninami i żadną miarą zgodzić się nie chciał; prosił też króla o zwolnienie go z urzędu. Ale król wolał cofnąć swe postanowienie, aniżeli pozbawić się dobrej rady tak świętego Męża.
Jako Biskup często miewał kazania i słuchał spowiedzi, przyczem tak mało zważał na stany wyższe, że publicznie wyklął jednego znacznego pana za grzech nieczystości, i nie prędzej go przyjął do Kościoła, aż należytą odprawił pokutę. Inny pan poprzednika jego uwięził, chcąc go złupić. Ten chcąc się potem pojednać, przyniósł mu znaczną sumę pieniędzy, prosząc, by byt zwolniony od publicznej pokuty. Tomasz święty nie przyjął pieniędzy, żądając koniecznie, by według ówczesnego zwyczaju jawnie w szacie pokutnej przed kościołem winę swą i niesprawiedliwość wyznawał. Żadnej sprawy ważniejszej nie podjął bez poradzenia się swego najbliższego otoczenia. Miał on do przezwyciężenia wiele trudności, nieraz nawet z wielkiem niebezpieczeństwem, w odzyskaniu praw kościelnych, wydartych przez możnych panów. Musiał się nawet w Rzymie bronić wobec nadużyć Arcybiskupa swojego.
Od wielu lat cierpiał na ból w żołądku. W powrocie z Rzymu napadła go znowu zastarzała choroba, i czuł, że koniec się zbliża. Opatrzony Sakramentami świętymi, skonał, modląc się: W ręce Twoje, Panie, oddaję ducha mojego.
Rozmaite są dobre uczynki i doskonałości, które widzimy u Świętych: ale one nie dla każdego koniecznie potrzebne do zbawienia i do podobania się Panu Bogu. W żywocie świętego Tomasza widać, co każdemu chrześcijaninowi nieodzownie potrzeba. Potrzebna czystość, wstrzemięźliwość, umartwienie zmysłowości, szczera pobożność, która ponad wszystko Boga szuka; dalej pokora, miłość, cierpliwość, łaskawość. Na ostatku potrzeba, by każdy obowiązki stanu swego doskonale i sumiennie spełniał. Jak w ciele niektóre części koniecznie są potrzebne do zachowania życia, np. serce, krew, mózg, tak i o onych cnotach się mówi, że każda z nich potrzebna do wiekuistego żywota. Komu więc przy śmierci niedostawać będzie choć jednej z nich, nie może dostać się do Nieba.
Boże i Panie mój, spraw łaskawie, abyśmy w wypełnianiu swych obowiązków postępowali według wzoru świętego Biskupa Tomasza. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.
∗ ∗
∗ |