katedralny na Wawelu, spłonęło bardzo wiele najbogatszych sprzętów kościelnych, Wincenty sprawił swoim kosztem nowe, a także tejże katedrze na światło i wino do Mszy świętych i na lampy do Przenajświętszego Sakramentu, znaczne dochody ze stołu Biskupiego odstąpił.
Tak święcie rządził swoją dyecezyą błogosławiony Kadłubek lat już dziesięć, kiedy spodobało się Panu Bogu powołać go na inne jeszcze drogi, zanim miał go wziąć do Siebie, dla wynagrodzenia tych zasług, jakie na Biskupstwie położył. Wincenty zapragnął być w możności odezwania się do Pana Jezusa temi słowy św. Piotra: „Panie, otośmy opuścili wszystko a poszliśmy za Tobą.“ (Mat. 19, 27). Postanowił przeto złożyć Pastorał Biskupi i wstąpić do zakonu. Gdy zamiar swój objawił królowi i kapitule krakowskiej, natenczas zarówno Leszek Biały jak i całe duchowieństwo błagali go, aby dyecezyi swojej nie osieracał. Lecz, że wolą Bożą było, aby ten sługa Jego zajaśniawszy na godności pasterskiej, zajaśniał także i wielce zbudował lud polski cnotami zakonnemi i dobrowolnem wyrzeczniem się, dla otrzymania zasługi jakie się w nich nabywają, najwyższych dostojeństw kościelnych, Wincenty odniósłszy się do Rzymu, uzyskał u Papieża Honoryusza III pozwolenie wstąpienia do Zakonu. Złożył więc zarząd dyecezyi w ręce kapituły krakowskiej, a co tylko mu pozostawało z dziedzicznego majątku, to wszystko rozdał biednym; przywdziawszy zaś suknię ubogiego pielgrzyma, udał się pieszo i boso do klasztoru Cystersów w Brzezinach pod Jędrzejowem, o dziesięć mil od Krakowa odległego.
Teodoryk, rodem Francuz, drugi po wystawieniu tego klasztoru Opat Cysterski, przyjął świętego Prałata nie tylko z radością, lecz z największem uszanowaniem, i przy uroczystem w kościele nabożeństwie wobec licznie zgromadzonego ludu włożył na niego habit. Już w roku nowicyatu wszyscy ojcowie patrzeli ze zbudowaniem na błogosławionego Wincentego, który wtedy mając lat blizko sześćdziesiąt, żadnemu z najmłodszych nowicyuszów wyprzedzać się nie dawał w jak najwierniejszem spełnianiu wszystkich przepisów reguły ostrej w ogólności, a jeszcze bardziej dla będących na próbie obostrzonej. Nie tylko nie przyjął żadnych zwolnień, które mu dać chcieli przełożeni przez słuszny wzgląd na sam wiek jego i stargane na usługach Kościoła siły, lecz i dobrowolnemi umartwieniami trapił ciało. Nosił ciągle ostrą włosienicę, i każdej nocy zadawał sobie krwawe biczowanie. Prócz długich i ścisłych postów regułą nakazanych, przydawał jeszcze i inne z własnej woli, lecz za zezwoleniem przełożonego, na którego każde skinienie był posłuszny. Najniższe usługi klasztorne w kuchni, w ogrodzie, przy chorych braciach, pełnił ze szczególnem upodobaniem, i widać było po nim, że wtedy był najweselszy i najrzeźwiejszy, gdy go do takowych przeznaczono. Na wszystkie obowiązki, a szczególnie do chóru w dzień i w nocy był zawsze pierwszym. Zdarzyło