z sobą zebranych uczestników Soboru, a gdy mu się to nie udało, pojmać samego Papieża. Lud jednakowoż stanął po stronie Ojca świętego i nie dopuścił ohydnego bezprawia. Wpadł tedy Olympiusz na szatański pomysł; postanowił bowiem przyjąć z rąk Marcina w następne święto w kościele Matki Boskiej Komunię świętą, i polecił swemu giermkowi, aby przebił mieczem namiestnika Bożego w chwili, gdy mu podawać będzie Komunię. Tymczasem stał się cud; giermek zaniewidział i z podanej sposobności nie skorzystał. Przerażony niespodzianym cudem Olympiusz, zwierzył się Papieżowi z zamierzonej i niedokonanej zbrodni, zeznał, że wina za nią spada na cesarza i pojednał się z Marcinem.
Nie uląkł się jednak Papież cesarza, sprawował wiernie urząd, okazał się prawdziwym ojcem wiernych i obracał wszystkie dochody na wykupywanie chrześcijan z niewoli Saracenów w Sycylii, Azyi, Afryce, albo na ulżenie ich smutnej doli. Sława cnót jego rozbrzmiewała po całym świecie katolickim. Tym większym gniewem ku niemu pałał Konstans II i dworzanie jego, przemyślając nad tem, jakby zgładzić namiestnika Bożego. Spotwarzono Marcina, że jest skalany zbrodnią stanu, że sprzysiągł się z Olympiuszem na życie cesarza, że posyłał Saracenom broń i pieniądze, aby czynili najazdy na ziemie cesarskie.
Konstans II wyprawił do Włoch Kalliopasa z oddziałem wojska z poleceniem, aby Papieża pojmał i odstawił do Konstantynopola. — Przewidujący blizką burzę Marcin, przyjął z przynależną czcią Kalliopasa. Łoże swe kazał jednak przenieść do Bazyliki Loretańskiej, aby korzystać z poręczonego ustawą krajową prawa bezpieczeństwa osobistego. (Nie było bowiem wolno imać choćby największego złoczyńcy, który się schronił do kościoła, póki pozostawał w obrębie murów świątyni). Mimo to w następnej nocy wtargnął Kalliopas przemocą do kościoła i odczytał rozkaz cesarski, opiewający, że wybór Marcina jest nieważnym i że należy mianować innego Papieża. Duchowieństwo obecne zaprotestowało przeciw gwałtowi i chciało bronić Marcina. Ale on oświadczył, że nie godzi się przelać zań ani kropli krwi, wzbronił oporu i pozwolił się okuć w kajdany. Zaprowadzono go natychmiast na pokład okrętu, pozwalając zabrać kilku ze służby i odzież, jaką miał na sobie.
Kapitan okrętu otrzymał rozkaz, aby przewlekał przejazd, źle Papieża karmił i starał się przełamać jego opór dokuczliwościami, złem obchodzeniem i tym sposobem skłonił do większej powolności. Przejazd trwał półtora roku; nigdzie nie było wolno Marcinowi wysieść na ląd, a wąska i pełna zaduchu kajuta była jego mieszkaniem. Odwiedzało go wprawdzie tedy owedy duchowieństwo i świeccy i przynosili mu poddostatkiem żywności, ale tę zjadała załoga okrętowa, wyszydzając pobożnych dawców i chorego Papieża. Gdy wylądowali