Strona:PL Żywoty św. Pańskich na wszyst. dnie roku.djvu/1146

Ta strona została skorygowana.


13-go Listopada.
Żywot świętego Stanisława Kostki, Jezuity.
(Żył około roku Pańskiego 1568).
C


Cóż może być piękniejszego niż młodzian cnotliwy? Lubo cnota jego nie przeszła jeszcze próby ognia, walk i doświadczeń, mimo to rozkwit łaski Bożej w młodocianej duszy, gorejące płomienie miłości ku Stwórcy, dziewicza tęsknota do niebieskiego Oblubieńca czyni na każdego wrażenie miłe i podniosłe. Wzorem i ideałem takiego młodzieńca jest św. Stanisław, urodzony w roku 1550 i pochodzący ze znakomitego i wsławionego rodu Kostków. Pobożna matka, imieniem Małgorzata, wychowała go w zasadach pobożności i miłości Jezusa i Matki Jego Najświętszej, a ziarno jej nauki nie padło na opoczystą rolę. Młody Stanisław miał tak delikatne i drażliwe uczucie moralności, że każde lekkomyślne i nieprzyzwoite słowo, jak się to często zdarzało między przebywającymi w zamku gośćmi, nieraz go o zemdlenie przyprawiało. W podobnym wypadku przerywał dalszą gawędę ojciec jego, mówiąc: „Uciszcie się, gdyż mój Staś popadnie w taki zachwyt, że go będziemy musieli podnosić z podłogi.“ W roku 1564 oddano go wraz ze starszym bratem Pawłem do konwiktu Jezuitów w Wiedniu, ale w następnym roku z powodu braku miejsca umieszczono go na stancyi w prywatnym domu protestanckim.
Smutne dni nastały dla niego. Cały czas poświęcał nauce i modlitwie, a jedyną jego rozrywkę stanowiło zwiedzanie kościoła Jezuitów. Ile razy szedł do szkoły, wstępował do świątyni, by oddać hołd Sakramentowi świętemu. Nawet zatrudnienia jego tchnęły modlitwą, gdyż w każdem wypracowaniu piśmiennem umieścił coś zmierzającego do chwały Boskiej i uczczenia Dziewicy świętej, którą gorąco miłował.
Brat jego Paweł był paniczem dumnym, miłośnikiem zbytku, rozrywek i towarzystwa. Gorszyła go więc skromność i pokora brata, jego ustawiczne modły, posty, każdotygodniowe spowiedzie i przystępowanie do Komunii świętej. Nieomal codziennie czynił mu o to gorzkie wyrzuty, drwił z niego, szydził, a nie rzadko bił go aż do krwi i kopał. Nie wiele lepiej obchodził się z nim ochmistrz jego, który uważał za swój obowiązek wyleczyć go z marzycielstwa i wychować na modnego i światowego panicza. Wygadując ciągle na niego, przymawiając mu dotkliwie, rzekł: „Ojciec twój na to cię tu przysłał, abyś się nauczył dobrego tonu i uprzejmości w obejściu, a nie na to, żebyś ze spuszczonemi oczyma chodził jak pobożniś jaki.“
Wszystkie te przymówki i dokuczliwości znosił cierpliwie świętobliwy chłopczyk, odpowiadając tylko łagodnie: „Urodziłem się nie dla świata, lecz dla wieczności. Dlatego żyję i żyć będę tak, jak się Bogu podoba.“ W każdym innym względzie, gdzie tylko nie doznawał gwałtu sumienia, okazywał jak największe posłuszeństwo i wzorową potulność; dał się nawet nakłonić do brania lekcyi tańca.
W roku 1566 wyczerpały się jego siły wskutek postów, biczowań, nocnego czuwania i poniewierek brata i zapadł w śmiertelną chorobę. Ze łzami począł błagać o Sakramenta święte, ale protestancki gospodarz, ochmistrz i brat jego Paweł zatykali uszy na jego prośbę. Opuszczony od ludzi udał się pod opiekę świętej Barbary, patronki umierających. Pojawiła mu się Święta w towarzystwie dwóch Aniołów, którzy mu dali Komunię świętą. Lubo ochmistrz zjawiska nie widział, uważał jednak, że Stanisław ukląkł na łożu i szeptał z cicha słowa sakramentalne: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł do przybytku serca mego“ itd. Potem ukazała mu się Matka Boska z Dzieciątkiem Jezus na ramieniu i pocieszała go, że jeszcze nie umrze, ale że winien wstąpić do Towarzystwa Jezusowego.
Jako też rzeczywiście znacznie mu się polepszyło; wkrótce zgłosił się do nowicyatu, ale nie przyjęto go, gdyż nie mógł dostawić zezwolenia rodziców. Bez namysłu przeto umyślił wyjechać z Wiednia potajemnie, aby wstąpić do innego klasztoru, a tymczasem tyle sobie w drodze użebrać, ile po-