— To dobrze — powiada moja matka, Jakób, — zrobimy zaraz przegląd twojej garderoby.
Piękna mi garderoba!...
Zaczyna się przegląd. Żebyście też mogli widzieć nasze smutno-wesołe miny, przy dokonywaniu tego mizernego spisu; Jakób, na kolanach przed moją walizką, wyciąga jeden przedmiot po drugim wykrzykując w miarę wyciągania:
— Dykcyonarz... krawat... drugi dykcyonarz... fajka... patrzcie go! to ty palisz?...
Jeszcze fajka... Boże miłosierny! ileż tych fajek!... żebyś miał przynajmniej tyle skarpetek!... A ta gruba księga, cóż to takiego?... Ho, ho, to księga kar! — czyta: Bucoyran, 600 wierszy... Goubeyrol, 400 wierszy... Bucoyran, 500 wierszy... Bucoyran... Bucoyran...
— Do licha! nie szczędziłeś, jak uważam, tego Bucoyrana. W każdym razie wolałbym, zamiast tych pamiątek — jaki tuzin koszul.
Tu nastąpiła przerwa. Jakób wydał okrzyk zadziwienia.
— Gwałtu, co ja widzę! poezye, Danielku! więc ty jeszcze piszesz poezye?... A, ty
Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/101
Ta strona została skorygowana.