brzegu dachu chudy kot przeciąga się i ziewa, patrząc na nas, ma minę namarszczoną jakby członek Stowarzyszenia Komedyi francuzkiej słuchający tragedyi... Widzę to wszystko z boku, nie przerywając czytania.
Tryumf niespodziewany! Zaledwie skończyłem, Jakób, uniesiony, wstaje i porywa mię w objęcia!
— O Danielu! ależ to piękne! to bardzo piękne!
— Tak sądzisz... naprawdę? — pytam niedowierzająco.
— To prześliczne, mój drogi, prześliczne! I pomyśleć, że miałeś te wszystkie skarby w swojej walizce i niceś mi o tem nie mówił.
To nie do uwierzenia! Tu, moja matka zaczyna się przechadzać wielkiemi krokami po pokoju, mówiąc coś do siebie i gestykulując. Nagle staje przede mną i z wielką powagą powiada:
— Niema co, jesteś poetą, Danielku!... Trzeba, żebyś ten kierunek obrał sobie na dalsze życie.
— Ależ to bardzo trudne... zwłaszcza z początku, nic a nic nie zarobię.
Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/103
Ta strona została skorygowana.