Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/117

Ta strona została przepisana.

Pierrote, który, aby mi się lepiej przyjrzeć, zdejmuje z lampy zasłonę.
I podczas gdy obadwaj tak mię oglądają ze wszystkich boków, mrugają jeden na drugiego dają sobie jakieś znaki, których ja nie rozumiem i sam nie wiem co z sobą począć. Nagle Pierrotte wydobywa się z za kantoru przypada do mnie z otwartemi ramionami:
— Za pozwoleniem, panie Danielu, muszę pana ucałować... Będzie to... właśnie pora powiedzieć... to będzie, jak gdybym uścisnął samą panienkę.
To ostatnie słowo wyjaśnia mi wszystko. W owym czasie byłem bardzo podobny do pani Eyssette, a dla Pierrotta, który „panienki” nie widział od lat jakich dwudziestu pięciu, podobieństwo to było jeszcze bardziej uderzające. Poczciwiec nie mógł mię dość naściskac i nacałowac, i napatrzeć mi się swojemi wyłupiastemi, pełnemi łez oczami. Zaczął nam potem opowiadać o naszej matce, o swojej żonie, o Kamilli, a wszystko to z taką przesadą, sążnistemi okresami, że — to właśnie pora powiedzieć — słuchalibyśmy go pewnie do północy, stojąc w magazynie, gdyby mu zniecierpliwiony Jakób nie przerwał wreszcie: — A cóż z kasą, Pierrocie?