Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/130

Ta strona została przepisana.

— Ten którego ona lubi, nic jej nie mówił, — powtórzył raz drugi.
I więcej nie z niego wydobyć nie mogłem.
Przy dzwonnicy Saint-Germain, sen nie zagościł owej nocy. Jakób stał w oknie, patrzał w gwiazdy i wzdychał. Ja zaś zagłębiałem się w następnych rozważaniach: „A gdybym poszedł tam i zbadał rzecz na miejscu... Kto wie, Jakób może się mylić... Niepodobna, aby panna Pierrote nie odgadła jego uczuć w węzłach jego krawatu... ponieważ Jakób nie ma odwagi mówić jej o tem, dobrze byłoby może, żebym ja to w jego imieniu uczynił... Tak, tak... to będzie najlepiej: Pójdę sam i rozmówię się z tą małą Filistynką, a wtenczas zobaczymy...”
Nazajutrz, nie uprzedzając wcale mojej matki, Jakóba, zabrałem się do wykonania tego wzniosłego zamiaru. Bóg mi świadkiem, że idąc żadną osobistą pobudką nie byłem kierowany. Szedłem napewno w interesie Jakóba... A jednak, skoro ujrzałem, na rogu pasażu Saumon, dom byłej firmy Lalouetta na zielono pomalowany i szyld z napisem „Porcelany i Kryształy” uczułem lekkie bicie serca, co powinno było ostrzedz mię...