schowałem, wypadła i potoczyła się na środek pokoju. Jakób ją spostrzegł, podniósł i długo na nią patrzał. Nie wiem kto w owej chwili był bardziej ponsowy, ja czy róża.
— Poznaję, — rzekł nareszcie, — to kwiat z wazonu na oknie w salonie tam.
Potem oddając mi różę dodał:
— Mnie nigdy żadnej nie dała.
— Jakóbie, mój drogi, przysięgam ci że do dnia dzisiejszego nigdy...
Lecz on przerwał mi łagodnie: Nie tłomacz się Danielku, jestem przekonany, że nie uczyniłeś nic aby mię zdradzić... ja to wiedziałem, wiedziałem już, że ona ciebie wybrała... Biedny chłopiec począł się przechadzać wzdłuż i wszerz izdebki, a ja z moją różą w ręku wpatrywałem się w niego. — To co się stało, musiało się stać, ciągnął dalej, po pewnej przerwie, — oddawna już przewidywałem wszystko, pewny byłem że skoro tylko ciebie zobaczy odwróci się ode mnie, na zawsze... Teraz wszystko skończone... to i lepiej.
— Długo jeszcze z tą samą słodyczą, z tem samem uśmiechem, zgadzającym się ze swym losem wylewał Jakób swe żale przede mną, a to co mówił napełniało mię smutkiem
Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/134
Ta strona została skorygowana.