Oddycha, odnajduje się... Uśpiona, gdzieś w głębi mózgu, cała maszyna myślenia, ze swymi jak włos cieniuchnemi przyrządami, budzi się, wprawia w ruch, zrazu powoli, potem trochę prędzej, coraz prędzej, prędzej, wkońcu wpada w pęd szalony — zdaje się, że wszystko zdruzgoce. Jak nici jedwabiu plączą się, krzyżują myśli: — Gdzie to ja jestem, mój Boże?... Cóż to za łóżko ogromne?... A te trzy panie, tam przy oknie, co one tu robią?... Ta czarna suknia odwrócona do mnie plecami, zdaje się, że ją znam?... To jakby...
I chcąc przyjrzeć się lepiej czarnej sukni, którą zdawało mu się, że poznawał, Chudziak podnosi się z trudem na łokciu i wychyla z posłania, lecz wnet opada na wznak przerażony... Tam naprzeciw spostrzegł szafę, tę wielką szafę z orzechowego drzewa, z pnącemi się po niej żelaznemi okuciami. On tę szafę poznaje, widział ją już we śnie okropnym... Znowu w głowie chaos, maszyna myślenia leci jak wiatr. O, teraz Chudziak przypomina sobie wszystko, ma wszystko przed oczami. Niestety! wraz z odradzającem się życiem, odradza się cierpienie i pierwsze jego słowo to jęk bolesny.
Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/139
Ta strona została skorygowana.