— Ja przyniosę — powiada poczciwy Jakób i bierze duży dzban kamienny.
Na to pan Eyssette wzrusza ramionami i rzecze:
— Jeżeli Jakób pójdzie, to dzbanek rozbity będzie na pewno.
— Słyszysz Jakóbie! — mówi cichym głosem pani Eyssette, — słyszysz? nie stłuczże, uważaj dobrze.
— Ależ Ojcze, dla czego chcesz koniecznie abym go stłukł? — odzywa się płaczliwy głos Jakóba.
— Ja wcale tego nie chcę, mówię tylko że stłuczesz odpowiada pan Eyssette tonem, który do odpowiedzi nie zachęcał.
Jakoż Jakób nie odpowiada nic; chwyta gorączkowo dzbanek i wybiega spiesznie z miną nieco wyzywającą i zdającą się mówić:
— Ja mam stłuc? no to zobaczymy?
Upływa pięć minut, dziesięć; Jakób nie wraca. Pani Eyssette zaczyna się niepokoić mówiąc, — żeby mu się tylko co złego nie przytrafiło!
— Co u licha ma się trafić!... stłukł dzbanek i nie śmie się pokazać, — odpiera gniewnie pan Eyssette.
Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/25
Ta strona została skorygowana.