mię niesłychanem przerażeniem. Poczciwy Jakób nie spostrzegł tego bynajmniej i, wziąwszy moją rękę w swoje obie, najpoważniej w świecie, rzekł do mnie:
— Danielu, powierzę ci tajemnicę ale przyrzecz mi wpierw, że nigdy i nikomu tego nie powiesz!
Zrozumiałem odrazu że Jakób nie był waryatem i odpowiedziałem bez wahania:
— Przysięgam ci Jakóbie.
— A więc! słuchaj... tylko cicho!... Ja tworzę poemat, wielki poemat.
— Poemat, jakto Jakóbie! ty tworzysz, ty?
Za całą odpowiedź Jakób wydobył z pod kurtki ogromny czerwony kajet przez siebie samego oprawiony, na wierzchu którego widniał najpiękniejszą kaligrafią wypisany tytuł:
poemat w dwunastu pieśniach
Było to coś tak wspaniałego, że ja wprost dostałem zawrotu głowy. Widzicie go?... ten Jakób mój brat, ten dzieciak trzynastoletni, ten Jakób beksa, tworzył poemat „Religia! Religia! ” i to w dwunastu pieśniach. Tym