Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/50

Ta strona została przepisana.

— Ależ to dzieciak! — zawołał podskakując na fotelu, co ja z nim pocznę!
Struchlałem, widziałem się już na ulicy ciemnej i pustej bez grosza, bez chleba. Zaledwie zdołałem wyjąkać słów parę i wręczyć przełożonemu list rekomendacyjny od rektora.
Przełożony wziął list, przeczytał go raz i drugi, złożył, potem znów rozłożył i przeczytał raz jeszcze, — w końcu oświadczył mi, iż dzięki osobliwszej rekomendacyi rektora i zacności mojej familii, zgadza się mię przyjąć — aczkolwiek wiek mój, zbyt młody, nie jest mu wcale na rękę. Zabrał się następnie do długiego deklamowania na temat ważności moich nowych obowiązków, ale tego już nie słuchałem. Dla mnie największe znaczenie miało to — że mię nie odprawiono... A że nie odprawiono — byłem szczęśliwy i rad bez miary. Pragnąłem nawet w tej chwili, aby przełożony miał tysiąc rąk i gotów byłem ucałować je wszystkie.
W tych uniesieniach powstrzymał mię jakiś szczęk żelaza. Odwróciłem głowę; za mną stała długa, cienka figura o ryżych faworytach, która nie wiem kiedy i jak znalazła się w gabinecie; stąpała tak cicho, że