Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/51

Ta strona została przepisana.

nie słyszeliśmy jej kroków: był to pan inspektor.
Głowę pochylał nieco ku ramieniu — i z najsłodszym uśmiechem spoglądał na mnie, potrząsając pękiem kluczy, różnej wielkości, zawieszonych na piątym palcu. Uśmiech możeby mię ku niemu pociągnął, ale te jego klucze brzęczały tak przerażająco, — że strach mię ogarnął.
— Panie Viot, oto przybył nam zastępca pana Serrieres — rzekł do niego dyrektor.
Pan Viot ukłonił się i przesłał mi nowy, pełen czułości uśmiech. Klucze zaś przeciwnie zadzwoniły ironicznie i złośliwie jak gdyby mówiły: — Ty mały Chudziaku! malcze jakiś! masz zastąpić pana Serrieres? cóż znowu!... cóż znowu!...
Dyrektor snać równie jak ja zrozumiał tę mowę kluczy i dodał z westchnieniem:
— Wiem, że odjazd pana Serrieres, to strata niepowetowana — tu klucze wydały jęk przeciągły — wszelako jestem przekonany, że porządek i ład naszej szkoły nie ucierpią zbyt wiele, skoro pan Viot zechce nowego dozorcę wziąć pod wyłączną opiekę i wesprzeć go swemi cennemi zasadami pedagogicznemi.