niekiedy głos gniewnego profesora, albo świegotliwa jakaś sprzeczka między wróblami...
Potem, znów cisza głęboka; zdawałoby się że kolegium całe pogrążone jest we śnie.
Lecz Chudziak był dalekim od snu, on nawet nie marzył, nie znał tego rodzaju najrozkoszniejszego snu. Chudziak pracował, pracował bez wytchnienia, pochłaniał grekę i łacinę, aż mu pot czoło zalewał.
Bywało czasem iż, wśród tej ciężkiej suchej mordęgi, tajemniczy paluszek zastukał do drzwi jego izdebki.
— Kto tam?
— To ja, Muza, dawna twoja przyjaciółka, z czerwonego kajetu, otwórz prędko!
Chudziak jednak ani myślał otwierać. Jeszczeby tego brakowało! — przyjmować Muzę!
Niech przepada czerwony kajet! Teraz nie o Muzę chodzi, ale o jak największą ilość ćwiczeń greckich, o zdanie na licencyata, o nominacyą na profesora i odbudowanie co najrychlejsze nowego ciepłego ogniska dla rodziny Eyssettów.
Myśl, że pracowałem dla rodziny dodawała mi odwagi osładzała mi życie. Ona była całą ozdobą mojego pokoiku. O izdebko
Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/63
Ta strona została skorygowana.