Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/65

Ta strona została przepisana.

rek ten był maleńki do śmieszności, niemożliwie niezgrabny, brudas, oberwany, roztargany, cuchnący rynsztokiem, a w dodatku krzywonogi.
Bamban, — przezwaliśmy go tak dla nieprawidłowego jego chodu — nie należał też do rodziny arystokratycznej. Poznać to było łatwo z jego ruchów i sposobu wyrażania się, a nadewszystko ze stosunków jakie posiadał. Każdy ulicznik w Sarlande był jego przyjacielem.
Dzięki temu zaledwie ukazaliśmy się na ulicy, cała chmara łobuzów biegła w ślad za nami wołając Bambana po imieniu, pokazując go palcami, przedrzeźniając, rzucając nań łupinkami kasztanów i różne podobne wyrządzając figle. Moi malcy byli z tego uszczęśliwieni, ale mnie to nie bawiło wcale.
Jednej z takich niedziel, czas był piękny, słońce jaśniało świątecznie, zabieraliśmy się do wycieczki; aż tu zjawia się Bamban w stroju tak niedbałym, że wszyscy przeraziliśmy się.
Zabawne było to, że go wyraźnie chciano na ten dzień w szczególny sposób przystroić. Głowę miał staranniej niż zwykle uczesaną, włosy sztywne od pomady, a za-