Od czasu do czasu, odwracali się, aby się przekonać czy Bamban idzie jeszcze, i śmiali się widząc jak czarny punkcik posuwał się za nimi, wśród kłębów kurzu wznieconego ich pochodem.
Mimo wszystkiego ten malec przywędrował na łąkę, prawie jednocześnie z nami. Był tylko bardzo blady ze zmęczenia i ledwie wlókł swe krzywe nogi.
Poruszyło się we mnie serce, żal mi się go zrobiło i wstyd ogarnął za moje okrucieństwo względem biedaka, przywołałem go tedy łagodnie.
Bamban miał na sobie bluzę wytartą w czerwone kratki, podobną do bluzy Chudziaka, w kolegium Lugduńskiem... Przypomniałem ją sobie naraz i w duszy mej odezwał się głos: — Wstydź się nędzniku! toż siebie samego, biednego Chudziaka, dręczysz tak niemiłosiernie! — i łzy wewmętrzne połykając, począłem kochać tego wydziedziczonego.
Bamban usiadł na ziemi, bo nogi bolały go srodze. Usiadłem przy nim, aby z nim porozmawiać... Kupiłem mu pomarańczę... Gotów byłem umyć mu nogi!
Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/67
Ta strona została skorygowana.