Kiedyśmy się tam dostali nakoniec, wydałem okrzyk radości. — Ogień na kominku! jakie szczęście! — Co prędzej wyciągnąłem moje zziębnięte nogi do płomienia, z narażeniem kaloszy na niebezpieczeństwo roztopienia się w płyn gumowy. Wtenczas dopiero, Jakób zauważył niepospolite moje obuwie i począł się śmiać serdecznie.
— Mój drogi — rzekł mi — wielu sławnych ludzi przybyło do Paryża w sabotach[1] i szczycili się tem. Ty, jak zostaniesz sławnym, pochwalisz się, żeś tu przybył w kaloszach; to o wiele oryginalniej! Tymczasem — masz, oto moje pantofle, nakładaj prędko i zabierajmy się do pasztetu...
To mówiąc, ten mój najpoczciwszy brat, wysunął z kąta przed kominek i postawił przede mną zgłodniałym, stolik już nakryty i zastawiony, który oczekiwał tam na mnie.
- ↑ Trzewiki z drzewa — wyrabiane przez włościan.