Strona:PL A Daudet Chudziak.djvu/86

Ta strona została przepisana.

błękitnego draba stojącego na wysokim ganku. Spostrzegłszy mię, już zdaleka mówi z całą powagą:
— Księcia pana niema w domu!
— Aa, bardzo dobrze! — odrzekłem, — to ja wrócę jutro.
Nazajutrz przychodzę znowu, i dni następnych także, zawsze z tem samem niepowodzeniem. To książę był w kąpieli, to na mszy, innym razem grał w karty, to znów miał gości. — A to sobie dobre! — pomyśląłem — a cóż ja — nie gość?
— Koniec końców uczułem się tak śmiesznym z mojem wiecznem „z polecenia proboszcza z Saint-Nizier”, że już dalej nie śmiałem mowie od kogo przychodzę. Lecz ten wielki drab nigdy mię nie wypuścił bez dodania z niezamąconą powagą:
— To pan zepewne jest osobą „z polelecenia proboszcza z Saint-Nizier”, co wywoływało wielkie zadowolenie i śmiech u wszystkich innych błękitnych papug które się tam snuły po podwórzu. Ha, stado próżniaków! — pomyślałem, gdybym tak mógł od siebie — nie od proboszcza — połamać trzcinę na waszej skórze!...