łóżko, dywany w jaskrawe róże, komodę, nad nią lustro, w którem odbijały się cacka, nabyte na jarmarku i obicia w żółte kwiaty, ozdobione obrazkami wyciętemi z żurnali. Była to prawdziwa niespodzianka, ten pokój przeznaczony dla Sylwaniry i urządzony z oszczędności dozorcy; o nim nie wspomniał żonie, zachowując go na chwilę kiedy... kiedy...
— Już dobrze, dobrze! zawołała Sylwanira i z obawy aby za wiele nie powiedział, wyprowadziła go, pozostawiając panie, ażeby przed nowem lustrem, poprawiły kapelusze, które im wiatr trochę uszkodził.
Fanny postawszy z Eliną i jej matką, powiedziała im tajemniczo:
— Wiem dla czego Roman jest w tak doskonałym humorze. Oto oni się wkrótce połączą...jak tylko będziemy mieć inną mamę...
Elina zadrżała.
— Inną mamę? Któż ci to powiedział?
— Sylwanira, dziś ubierając mnie rano, — lecz cicho! to wielka tajemnica.
Pobiegła potem do brata, który ją wołał.
Panie spojrzały po sobie.
— Skryty... powiedziała pani Ebsen z uśmiechem.
Elina oburzała się:
— Co za niedorzecznośd, żenić się w jego wieku? Ręka jej się trzęsła, gdy wpinała szpilkę dżetową we włosy.
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/102
Ta strona została skorygowana.