Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/103

Ta strona została przepisana.

— Ależ moja Linetko, pan Lorie nie jest stary, zaledwo ma czterdzieści lat, nawet i na to nie wygląda. Przytem taki dystyngowany.
Czterdzieści lat, Elinie wydawał się starszy; może z powodu miny poważnej i sztywnego układu. Ta niespodziewana wiadomość o jego zamiarach, sprawiła na niej wrażenie ze względu na Fanny, którą pokochała jak własne dziecko, lękała się że ją ta kobieta odbierze. Lecz cóż to za kobieta? Lorie nigdy o niej nie wspomniał... on nigdzie nie bywa... nikogo nie widuje...
— Trzeba to z niego wydobyć, mamy cały dzień przed sobą.
Udały się do reszty towarzystwa na małą szluzę.
Roman tłomaczył panu Lorie system tamy. Pokazywał stawidła podnoszące się i opuszczające się z pomocą drążka, klamry wprawione w kamień, których się trzymając, w ubraniu skafandra, schodził pod wodę naprawiać drzwi w szluzie.
— Sławny wynalazek „cré cochon” te tamy! Dawniej całe te trzy miesiące, biedni marynarze, pozostając bez roboty, ginęli z głodu z żonami i dziećmi, albo upijali się z pustym żołądkiem, ztąd powstała nazwa oberży Pod zgłodniałym, obecnie woda ciągle płynie i roboty niebrak.
Lorie przysłuchiwał się tym wyjaśnieniom z poważną miną znawcy i podprefekta rewidującego prace swego okręgu.