Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/107

Ta strona została przepisana.

Lekkie wino burgundzkie, ostatecznie rozweseliło towarzystwo i tak już podbudzone, śmiechem dzieci i szaloną radością Romana, siedzącego na uboczu, pod oknem, z Sylwanirą.
Ach jakże był uszczęśliwiony nasz dozorca tamy, w towarzystwie żony, śniadaniem, pierwszem możе od dwóch lat, od czasu ich pobrania się: tak mu było jak gdyby tylko co powrócili od ślubu.
Lecz to mu bynajmniej nie przeszkadzało doglądać biesiady; chodził od stołu do kuchni, żeby gościom jego nie zbywało na niczem. Chciał własną ręką przyrządzić kawę po algiersku, na ulubiony sposób swego pana, z fusami na dnie filiżanki; postawił uroczyście tacę z filiżankami na długim stole, ten wydał nagle dźwięk pod obrusem.
— Cóż to? — fortepian?
Rzeczywiście był to stary klawikord, kupiony na licytacyi, w jednym z tych starożytnych zamków, jakich się jeszcze dużo znajduje na tem wybrzeżu Sekwany.
Przeżywszy czas, kiedy przy dźwiękach jego tańczono gawota, w sukniach à paniers, niemodny już klawikord, służył w garkuchni, ku rozrywce niedzielnych paryżan.
Lecz delikatne paluszki Eliny, wydobyły z niego na chwilę dawne tony, chociaż już trochę chrapliwe; jego melancholijny głos, odpowiedni był do pożółkłych klawiszy.