łkaniem i głośnym płaczem, że musiała uciec do przyległego pokoju.
Tam okno było na oścież otwarte. Noc zaglądała wilgotnym wiatrem, od którego drgało światło księżyca w pełni marcowej, rozpostarte na łóżku nieposłanem, na świecach zgaszonych, na dwóch krzesłach, które zrana dźwigały na sobie trumnę podczas mowy pastora, wypowiedzianej w domu, według rytuału luterańskiego.
Nie było w tym pokoju nieporządku, nic nie wskazywało długiej choroby, przebytych cierpień. Znać było nagłe, w ciągu kilku godzin zniknięcie ludzkiej istoty. Babunia, która tutaj przychodziła tylko spać, znalazła pewnego dnia sen głębszy, noc dłuższą i nic więcej. Zmarła nie lubiła tego pokoju, wydawał jej się zbyt smutny, przepełniony ciszą, której tak nie lubią starzy ludzie. Z okien jego widać było tylko drzewa, ogród pani Aussandon, dalej zaś drugi ogród głuchoniemych i dzwonnicę kościoła Saint Jacques-de-Haut-Pas i zieloność pośród kamieni, ten prawdziwy wdzięk Paryża. Ale Dunka wolała swój kącik, ożywiony ruchem ulicy.
Czy te wspomnienia tak na Elinę oddziałały, czyli też widok nieba głębokiego, szarego i miejscami pieniącego się jak morze, ale przestała płakać. Wobec otwartego okna, boleść jej nabiera wyższego polotu, buja po szerszych przestworzach, uspakaja się. Zdaje się dziewczęciu, iż tą drogą uleciała dusza drogiej nieboszczki. Wzrok
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/11
Ta strona została skorygowana.