manów, której jest rzeczą i własnością, niepoddana żadnej innej kontroli.
Joanna Autheman, pozostaje najwyższym kapłanem. Przez ciąg ośmiomiesięcznego pobytu, nie widać jej nigdy w okolicy.
Rano zajmuje się rozległą korespondencyą, której wymaga stowarzyszenie Ewangelistek. Po południu zamyka się w „Ustroniu”, to jest w pawilonie, samotnie stojącym w parku, oddana pisaniu komentarzy.
W niedzielę, całkiem się oddaje świątyni i szkołom; tej świątyni ponurej i białej, której ciężki, jakby grobowy krzyż, panował nad całą włością, przytłaczając ją i nadając jej pozór klasztorny. — Przyczyniały się ku temu: ogólne urządzenie, piękne a surowe, starannie utrzymane puste aleje, religijne skupienie domu, cała fasada szczelnie zamknięta, cień czarnej peleryny padającej na piasek alei lub płyty tarasu, dalekie odgłosy śpiewu i organów, przerywające martwą ciszę, długich godzin letniego popołudnia.
Pod wieczór dom się trochę ożywia.
Krata odmyka się na rozścież, koła skrzypią na zwirze, stary pies szkocki poszczekuje i skacze w koło powozu. Jest to pora kiedy Autheman, przyjeżdża z Paryża w karecie. Woli on odbyć godzinną podróż, niżeli wystawiać swą biedną twarz, na ciekawość stacyi podmiejskiej, przepełnionej ruchliwym tłumem, około piątej godziny.
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/121
Ta strona została skorygowana.