Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/123

Ta strona została przepisana.

ujrzała Elina Ebsen po raz pierwszy za kratą: z tem samem wejrzeniem ostrem, zgorączkowanem, z tymże gorzkim uśmiechem i z wiecznem niemem pytaniem na wykrzywionych ustach: jestem ohydny, nieprawda?
Ohydny! Była to rozpacz tego bogacza, rodzaj waryacyi, która go dręczyła od lat dziecinnych.
Małżeństwo, posiadanie ukochanej kobiety, uleczyło go na pewien czas. Ośmielony niejako jej pięknem ramieniem, które się na nim wspierało, zaczął się wszędzie pokazywać. Widywano go w kościele, na giełdzie, na posiedzeniach konsystorza, którego stał się najczynniejszym członkiem, podał się nawet na mera w Petit-Port.
Lecz nagle, dawna hypokondrya powróciła jeszcze mocniejsza i lękliwsza; cofnął się od wszystkiego, zamknął się w pałacu, za niebieskiemi firankami kratek biurowych, chociaż na pozór nic się nie zmieniło w szczęściu i budującej zgodzie małżeńskiego pożycia.
On, zawsze był w żonie zakochany, czyniący zadość wszelkim kosztownym zachciankom stowarzyszenia ewangelistek; ona słodka, kochająca, nadstawiała swe gładkie i białe czoło do pocałunku, gdy przyjeżdżał lub odjeżdżał; ciekawie rozpytywała się o operacye i ruch interesów bankokowych, jako prawdziwa Lyonezka była zarazem praktyczna i mystyczna.