Zdawała mu sprawę ze wszystkiego: z treści swego przyszłego kazania i z liczby dusz wyrwanych grzechom, w ciągu tygodnia; prowadziła bowiem wielką księgę, z debet i credit. Lecz jakaś tajemnica panowała między nimi, jakby ukrywane zerwanie, ujawniające się czasami w roztargnionych odpowiedziach biedaka, w wejrzeniu upartem i błagalnem, jakiem usiłował odnaleźć, jakąś czulszą strunę w głębi uśmiechniętej obojętności swej żony.
Najdziwniejsze zaś było to, że osoba tak egzaltowana, nigdy się go nie spytała: dla czego przestał uczęszczać na pobożne zebrania, stronił od innych praktyk, pozostawiał puste miejsce na ławce dygnitarskiej przed kazalnicą, nawet w trzy wielkie dni w roku, nieprzystępował do komunii. Zdawała się unikać objaśnień z podwójną zręcznością: księdza i kobiety, on zaś milczał przez dumę i z bojaźni zasępienia tej pięknej twarzy, jedynego światła jego życia.
Lecz tym razem Autheman postanowił wypowiedzieć co go dławiło, od trzech lat blisko; wyczekiwał tej chwili, przechadzając się po kamiennych płytach lub wsparty o balustradę, przypatrując się przebiegającym pociągom.
Pośpieszny ranny!
Zapowiadał się on zdaleka, wstrząśnieniem gruntu i powietrza, na prostej i pustej drodze, usianej przez burzę, kwiatami i zielonemi gałęźmi.
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/124
Ta strona została skorygowana.