Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

i omnibusów, na ulice zapchane powozami, śpieszącemi do Lasku Bulońskiego, w tak piękny wieczór niedzielny, przy długich elektrycznych promieniach, rozchodzących się z Łuku tryumfalnego, które oślepiały konie i rzucały prawie dzienne światło na afisze i szyldy sklepowe.
Pani Ebsen, cała wzruszona do głębi, powodzeniem swego dziecka i prezydującej pochwałami, starała się zawiązać rozmowę z Eliną, pomimo turkotu omnibusu, toczącego się po bruku; ale ona siedząc w głębi, wymówiła zaledwo kilka słów, w czasie długiej przeprawy z ulicy des Ternes do Luksemburga.
— Cóż Linetto, nie żarty tak tłómaczyć bez przygotowania, prawda? Lorie byłby dumny, gdyby cię widział. Ale cóż za gorąco! A ta Watson... to jednak okropne co ona zrobiła... Mąż, dzieci... Jak ty myślisz, czy to jest możebne, żeby Bóg nakazywał podobne rzeczy?
W dźwięku jej głosu zawierało się wszystko, Czego wypowiedzieć nie śmiała, cała niedorzeczność i okrucieństwo, jakie upatrywała w tej dziwacznej ceremonii. Byłaby chętnie powiedziała na zakończenie „wszystko to jest głupstwo”, gdyby nie poważna mina córki, która jej odejmowała zwykłą swobodę.
Instynktownie przysunęła się do niej, szukając ręki swego dziecka, która jej się wydała zimną i martwą.