— Со tobie, najdroższa? Przeziębłaś, podnieś okno.
— Nie, nie, daj mi pokój, rzekła Elina po cichu, pierwszy raz w życiu zniecierpliwiona błahemi słowy i pieszczotliwem gadulstwem matki.
Przytem drażnił ją ten omnibus niedzielny. Cały ten tłum popychany i cisnący się przy wsiadaniu i wysiadaniu. Trywialność osób, siedzących w półcieniu; ich rozmowy nudne i czcze. Oparłszy się o ramę okna, starała się odosobnić i odnaleźć przedchwilowe wrażenie.
Lecz cóż się stało z Paryżem tego wieczora? W tym Paryżu, gdzie przypadkowo przyszła na świat i który kochała jak prawdziwą ojczyznę swoją. Poruszał się w ciężkiem powietrzu nad cuchnącemi rynsztokami. Pełen był śpiewów pijackich, krzyków zgłodniałych dzieci i plotek rozsiewanych na progach domów. Dalej znów przepych pięknych dzielnic, kawiarnie przepełnione: ci mężczyźni, te kobiety, to nieustanne snucie się bladych postaci przy świetle gazu jeszcze więcej zasmucało to wszystko.
Był to jakby bal maskowy, którego muzyki nie było słychać; wir muszek drobnych na słońcu, dokoła drzewa śmierci. Ach! jakież obfite żniwo dusz. Jakżeby pięknie było wskazać Zbawiciela tym ludziom, pogrążonym w uciechach.
Myśl ta wzbudzała w niej podobne uczucie, jakiego doznała tam na estradzie. Coś ją podnosiło, jakaś siła łagodna i potężna.
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/139
Ta strona została skorygowana.