Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/154

Ta strona została przepisana.

ciu przyszłem. Na nizkim cmentarnem ogrodzeniu dzieci się bawią, gosposie zasiadają z szyciem, ostrząc swe zabójcze języki. W niedzielę wieczorem, piękne dziewczęta, zakłócają spokój śmierci, śpiewkami światowemi, tańczą i fałdami wirujących spódnic, poruszają poplątane cienie krzyży grobowcach, które księżyc rozciąga w nieskończoną długość, na wybrzeżu piasczystem.
Lecz to co ujrzałam w domu było jeszcze daleko smutniejsze.
Powitanie moich starych rodziców było tkliwe. Słodkie wspomnienie dawnych starań około dziecka, które wyrosło na kobietę, wzruszało i zadziwiało ich oboje; w pierwszych dniach, starali się mnie odszukać w słowach moich, spojrzeniach i najdrobniejszych czynnościach śród ich domowego ogniska. Lecz w miarę jak się uspakajali i powracali do codziennych zajęć, widziałam dobrze, iż mię już nieodnajdywali i ja, czułam się od nich coraz dalszą.
Kto się zmienił: oni czy ja?
Mój ojciec jest cieślą, zmuszony pracować na życie, pomimo podeszłego wieku. Buduje on te domy z brzozowym dachem, który w zimie chwieje się pod śniegiem; wyrabia także trumny dla parafian, lecz bez pobożnej myśli. Wykonywa tę smutną robotę, śpiewa przytem zwrotki grubiańskie i znajduje zapomnienie w tych ponurych rozrywkach, które kobietom łzy z oczu wyciskają.