bona w czepku, jaki noszą wieśniaczki Beriszońskie. Ona była także w czerni i tak ogorzała od słońca, jak państwo z którem przybyła.
Za nimi toczył się wózek z drogi żelaznej, na który rzucono w nieładzie: pudła, walizy i kufry.
— A gdzież meble? — spytał się odźwierny, przyjmujący nowych lokatorów.
Beriszonka odpowiedziała bardzo spokojnie:
— Nie ma żadnych.
Ponieważ mieszkanie z góry zapłacono za кwartał, nie było więc o czem mówić.
Na czem oni spali? na czem jedli? na czem nakoniec siedzieli? — tyle naraz zagadek trudnych do rozwiązania, zwłaszcza że się drzwi rzadko otwierały, a chociaż przy oknach nie było firanek, okienice były ciągle przymknięte od ulicy i od ogrodu.
Już też nie od tego poważnego pana w surducie zapiętym po samą brodę, można było oczekiwać jakich szczegółów; zresztą nie było go nigdy w domu. Wychodził z rana strasznie się śpiesząc, ze skórzaną teką pod pachą i nie wracał aż do późnej nocy. Co się zaś tyczy tej rosłej i tęgiej służącej, która wyglądała na mamkę, to takim szczególnym sposobem szastała spódnicą i odwracała się plecami, gdy ją ktoś ciekawie wypytywał, — że się od niej wszyscy zdaleka trzymali. Na ulicy chłopiec szedł zwykle naprzód, a dziewczynka trzymała się jej sukni; gdy zaś szła prać, z zawiniątkiem bielizny, opartem na moc-
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/16
Ta strona została skorygowana.