Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/168

Ta strona została przepisana.

uczesanie, pokorną minę, woń wydzielającą się jak od dziecka z niższej klasy...
Zrozpaczony przyzwał na pomoc wspomnienie ukochanej nieboszczki: „Dopomóż mi... wesprzyj mię radą”.
Ale daremnie ją przywoływał, nie mógł jej już widzieć i zawsze na jej miejsce ukazywała się młoda i powabna postać jasnowłosej, różowej Liny Ebsen. Nawet to, nawet pamięć pierwszego szczęścia, wszystko mu zabrała. Ach niegodziwa Lina!
Klasyfikowanie papierów jakoś mu nie szło owego wieczoru. Usiadł więc przy otwartem oknie. Naprzeciwko, po drugiej stronie ogrodu, widział w oświetlonem także oknie sylwetkę dziekana, pochylonego nad biurkiem.
Nigdy jeszcze nie przemówił do tego wysokiego starca, którego spotykał często i oddawał mu ukłon. Trzymał on się jeszcze dobrze, prosto, pomimo lat siedmdziesięciu pięciu, włosy wijące się i broda biała, okalały mu twarz zacną i rozumną. Pani Ebsen opowiadała nieraz Lorie’mu o jego zasługach i wiedział najdrobniejsze szczegóły jego życia.
Aussandon, chłop z Cévenol, bez żadnych ambicji gdyby sam był, nigdyby nie opuścił swego pierwszego probostwa w Mondardier, w Mézene, swojej świątyni z czarnego krajowego kamienia, winnicy; kwiatków, pszczół, które lubił hodować w chwilach wolnych od obowiązków swego powo-