Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/184

Ta strona została przepisana.

by szpikiem i tłuszczem, a usta moje wychwalają cię pieniem wdzięczności”.
Alleluja! Szatan raz jeszcze pokonany został.
Westchnienie zadowolenia stwierdza to dokoła stołu i podczas huku południowego pociągu, który przebiega, wszyscy podnoszą się, składają serwety i wielbią Przedwiecznego.
— Naprawdę? czy na prawdę? Ach drogie dziecko, niechże cię uściskam, za tę dobrą nowinę!...
To zimna Joanna Autheman, ściska Elinę z zapałem i porywają z sobą...
— Chodź mi to opowiedzieć... czemprędzej...
U drzwi saloniku, rozmyśliwszy się dodaje:
— Nie! do Ustronia, tam będzie nam lepiej.
Do Ustronia! Jaki zaszczyt dla Eliny!
Na balkonie oblanym blaskiem słonecznym, gdzie peleryny rzucają ostre cienie, Anna de Beuil, zatrzymuje prezydującą, mówiąc:
— Przyszedł Baraquin.
— Pomów z nim, ja niemam czasu, i po cichutku uśmiechając się, dodaje: „Ocalona”, poczem odchodzi pod rękę z Liną, podczas kiedy jej akolitka wypytuje starego marynarza, który powstał z ławki, w jednej ręce trzymając czapkę, drugą drapiąc czaszkę twardą, wilgotną i okrągłą jak kamień leżący nad wodą...
— Baraquin, dla czego już nie przychodzisz na zgromadzenia?
— Zaraz pani powiem...