Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/193

Ta strona została przepisana.

Wieczorem, górnicy przychodzili gromadami na jej kazania, przynosząc z sobą śledzie i miarę wina, przygłuszali jej głos zwrotkami Marsylyezy. Kobiety szczególnie pastwiły się nad nią, wymyślały jej na ulicy, ciskały w nią węglami, kamieniami, wyśmiewając bez miłosierdzia kalekę. Ona, pomimo to, zawsze była gotową, rozpocząć swe dzieło.
— Jak mi rozkażą... jak mi rozkażą, mówiła łagodnie, ale w jej delikatnej głowie ze spiczastym podbródkiem, w długich, jak u każdego garbusa rękach, które wysuwały się z pod peleryny, dźwigając miotłę większą od niej samej, przebijała się niezwykła wola.
— One wszystkie są takie! rzekła pani Autheman, idąc po zewnętrznych wschodach szaletu. Posadziła potem Elinę obok siebie na ganku pod werendą, którą tworzył dach wystający.
— Wszystkie! Ale mam ich tylko dwadzieścia, a potrzebowałabym tysiące, żeby świat zbawić!
Ożywiając się myślą powszechnego odkupienia, rozwodziła się nad celem i duchem kongregacyi, nad swą chęcią rozszerzenia jej zakresu.
— Dotąd ograniczam się na Francyi, mówiła, ale spróbuję działać za granicą: w Niemczech, Szwajcaryi i Anglii, gdzie umysły są lepiej przygotowane do religij liberalnych. Watson już wyjechała, a inne pójdą w jej ślady...