Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/20

Ta strona została przepisana.

Zresztą zdawało się, że taki stan rzeczy niepotrwa długo, ponieważ Chemineau nie był człowiekiem, któryby chciał butwieć w Algieryi.
— A ja z nim razem popłynę do Europy, mówił sobie Lorie-Dufresne, chwytający w lot, słowa swego zwierzchnika.
Tak upływały miesiące. Chora rozpaczała zdala od męża i dzieci, wystawiona na idyotyczne dokuczania swoich gospodarzy i na dotkliwe cierpienia fizyczne. Co tydzień słała za morze listy rozdzierające, z jednym zawsze krzykiem: mój mężu, moje dzieci!” Każdy czwartek, jako dzień pocztowy, wstrząsał aż do końca faworytów, biednym podprefektem, wyglądającym zjawienia się statku pocztowego.
Po ostatniem wezwaniu boleśniejszem od innych, odważył się na wielkie przedsięwzięcie. „Pójdę do samego ministra, pomyślał, będzie to daleko skuteczniejsze od listu. Będę mógł przynajmniej odezwać się za sobą, bronić swej sprawy; zresztą łatwiej jest pisać wyrok śmierci zaocznie, niżeli wobec skazanego”. Lorie miał słuszność rozumując w ten sposób. Na szczęście ministrem był wówczas zacny człowiek, którego polityka nie wyziębiła jeszcze do szpiku kości. Ze wzruszeniem wysłuchał on tej historyi, rzuconej pośród mnóstwa jego papierów rządowych, mających za cel ambitne widoki.
— „Wracaj do Cherchel, mój kochany panie Lorie, przy pierwszym ruchu urzędników, będę miał twój interes na pamięci.