Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/202

Ta strona została przepisana.

Długi czas szła przy ogrodzeniu olbrzymiego parku, na którem pięły się bluszcz i purpurowe wino dzikie, potem przeszła przez plant drogi i znalazła się nad brzegiem Sekwany, przed pałacem ujrzawszy naprzeciw głównego wejścia gazon w kształcie półksiężyca, otoczony żelaznemi łańcuchami i długi dom za wspaniałą kratą, powiedziała sobie:
— Tak, to tutaj.
— Moja córka... gdzie ona jest?... Natychmiast chcę ją zobaczyć...
Lokaj w białym fartuchu, z cyfrą P. L. wyszytą srebrem na czarnym sukiennym kołnierzu, odrzekł, jak mu przykazano, że panna Elina wczoraj jeszcze wyjechała z pałacu. Widząc rozpaczliwy i przeczący gest matki, dodał:
— Z resztą, pani Autheman jest w domu... może się pani z nią rozmówi...
Przeszła za nim kilka alej, balkon i parę schodków, nic nie wiedząc; nareszcie znalazła się w zielonym saloniku, gdzie pani Autheman wyprostowana pisała przy biurku. Ta znana jej twarz, ten uśmiech imponujący i słodki, uśmierzyły jej gniew.
— Ach! pani... pani... Lina... ten list... co to wszystko znaczy?...
Tu wybuchnęła konwulsyjnem łkaniem trzęsąc się cała.
Pani Autheman zmiarkowała, że łatwo da sobie radę z tą płaczliwą kobieciną: usiadłszy obok niej na sofie, słodziutko, czule, odezwała się: