Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/208

Ta strona została przepisana.

— Так...
— Tutaj dawała lekcye?
— Tak...
— Prawda to że wyjechała? Ach, powiedz... Zlituj się...
— Tak... tak... niс nie wiem, zapytaj się pani w pałacu.
Nieśmiała ta osoba, korzystając z silnej dłoni, wypchnęła potem biedną matkę i zamknęła drzwi, a cała klasa przez ten czas dalej zawzięcie recytowała: „Dro-gi-Przed-wie-czne-go-są-pro-ste i spra-wie-dli-wi-po-nich-po-stę-po-wać-bę-dą.


Po drugiej stronie placu widać było chorągiew trójkolorową merostwa, a na szarych murach wypisano wielkie litery R. F. których pani Autheman jeszcze nie śmiała zastąpić swojemi: P. L.
Jakiś otyły i blady człowiek z fizyonomią sługi kościelnego, pisał przy jednem z dolnych okien. Był to sekretarz merostwa; ale pani Ebsen chciała się rozmówić z samym merem.
— Nie ma go w domu... odrzekł zapytany, nie obracając głowy.
— O której godzinie można go zastać?
— Godzien, od szóstej do siódmej, w pałacu.
— W pałacu! jestto więc...
— Tak, to pan Autheman...
Nie mogąc się po nim nic spodziewać, pomyślała o proboszczu, który musi być ich nieprzyjacie-