Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/213

Ta strona została przepisana.

Przy tych ostatnich słowach, dziecinna jego twarzyczka przybrała wyraz złośliwości.
— Czy Corbeil daleko stąd? zapytała nagle matka.
— Niedaleko, będziesz pani szła wzdłuż nadbrzeża do Juvisy, stamtąd koleją we dwadzieścia minut staniesz na miejscu.
Szła więc wązką ścieżką zmierzającą ku Juvisy: mogłaby dostrzedz zdaleka grupy białych domów na zakręcie Sekwany, gdyby nie to, że gęsta mgła zasłaniała wszystko o pięćdziesiąt kroków.
Rzeka stężała pod tą mgłą, wyglądała jakby skrzepła pomiędzy drzewami o niewyraźnych kształtach. Gdzieniegdzie, ukazywało się nieruchome czółno z wyprostowaną postacią rybaka, trzymającego żerdź w ręku. Dodajmy do tego, ciszę panującą dokoła, oczekiwanie jakieś, niepokój w powietrzu, który się udzielał matce, już i tak bezsilnej, nie jadła bowiem od wczoraj, znużona była, spłakana i tak rozmiękła niejako, jak ta ścieżka mało uczęszczana, zarośnięta trawą, gliniasta, gdzie się poślizgiwała za każdym krokiem. Myśli gnały ją tak niemiłosiernie, że biegła jak niesforne dziecko i dziesięć razy więcej uszła drogi, aniżeli było potrzeba.
Już sobie wyobrażała, jak wejdzie do prokuratora, co on powie, co ona odrzeknie... W tem... ogarnęło ją straszne zniechęcenie... Pomyślała: