Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/215

Ta strona została przepisana.

— A gdyby to było prawdą, co ta kobieta mówiła? Gdyby rzeczywiście Bóg nie kto inny odebrał mi córkę?... Przecież ta Joanna Autheman nie jest czarodziejką i trzeba czegoś nadnaturalnego, żeby tak obałamucać głowy dorosłym, dwudziestoletnim dziewczętom...
Urywki zdań posłyszanych na kazaniu i słowa z książek pobożnych, w zamąconym jej umyśle przybierały nagle ognistą siłę pogróżek biblijnych... „Nie kochajcie... Теn, kto opuści ojca lub matkę...“ W takim razie... jakaż rada na Boga?... Po cóż idę do Corbeil?... Szukać sprawiedliwości?... Przeciw Bogu?...
Siedząc na swym stosie kamieni, przytłoczona, nieruchoma, patrzyła na Sekwanę żółtą i gęstą, gdzie niegdzie tylko pieniącą się. Całe życie biednej matki skupiło się w tych kipiących myślach, które głucho huczały w jej głowie, jak woda wrząca w kotle... Zaczął padać deszcz drobny i tak gęsty, że całkiem zasłaniał niebo.
Chciała wstać, puścić się w dalszą drogę; ale wszystko wirowało: rzeka i drzewo... ona sama zaś padła na rozmiękłą i błotnistą trawę, zamknęła oczy, ręce wyciągnęła...