Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/218

Ta strona została przepisana.

łą odpowiedzialność za zbrodnie zwala na Authemanów.
— Z pewnością dali jej się napić, bez tego, jakżeby to się stać mogło? Ale niech pani na to nie zważa, jeszcze dni szczęścia powrócą. Muszą oddać panienkę. Ale to nie tu, starać się o to: w tej bowiem stronie, Authemanowie są jakby królami. Trzeba próbować w Paryżu, cały świat poruszyć. Przecież nasz pan zna się z ministrami, pomówi z nimi. Niezadługo pani swój odzyska skarb.
To szczere spojrzenie, ta serdecznie naiwna i krzepka mowa, było to jakby przelaniem odwagi i nadziei w żyły matki.
Myśli o swych możnych i bogatych przyjaciołach: o hrabiostwie d’Arlot, o baronowej. Gotowa iść wszędzie; będzie to jakby ogólnem powstaniem przeciw tej niegodziwej kobiecie. Gdyby nie opór Sylwaniry, byłaby natychmiast wstała i poszła. Lecz nakazano jej kilka dni spoczynku, pod groźbą recydywy.
Cóż począć, przecież to dla dziecka, trzeba być rozsądną.
O jakże powrót do zdrowia wydał się jej długim, a godziny spędzone na oczekiwaniu w pokoju na tamie okropne. Mierzyła czas regularnem przejściem statków, ciągnionych łańcuchem, licząc galary i transporta drzewa, przeciągające ospale, z ich sternikiem, w bawełnianej czapce, pochylonym nad rudlem.