Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/221

Ta strona została przepisana.

Śnił o tem w nocy biedny chłopiec, a w dzień opowiadał straszne historye siostrzyczce, która oburzała się że jest takim tchórzem, on przyszły oficer.
— Zobaczyłbyś, gdybym to ja była!
Na tamie, wszyscy mówili o tych okropnych polowaniach, po których Maurycy wracał zdyszany, blady i rozstrojony.
— Biada mu, jeśli ja się w to wdam! mówiła Sylwanira; lecz na szczęście małego Mikołaja, ciągłe zajęcia, zatrzymywały ją w domu.
Naprzód telegraf, z którym obchodzić się uczył ją Roman, potem kuchnia, czuwanie nad praniem mężowskiej i dziecinnej bielizny, jak również i Baraquina; bo ten renegat należał do domowników: sypiał tam, jadł z nimi, co im przeszkadzało mówić o pałacu i Elinie przy stole i w czasie wieczornej gawędy. Nie dla tego aby Baraquin był złym człowiekiem; ale za kieliszek wódki, gotów był sprzedać: przyjaciół, skórę swoją, duszę i to tak łatwo, jak surdut dawany mu za komunię.
Dla tego Sylwanira nieufała mu i wyczekiwała jego wyjścia aby się wypowiedzieć.
Sylwanira przekonaną była, że Elina nie opuściła pałacu i codzień wysyłała Romana na zwiady, aby na swojem czółnie, stawał naprzeciw kraty pałacowej, podczas gdy ona, rozpytywała się u dostawców, w rzeźni ewangelickiej pod godłem: „Umieraj tu aby żyć tam”, u kupca korzennego