Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/243

Ta strona została przepisana.

Zęby jej szczękały:
— Odwieziesz mię, Leonio?
— Ależ nie, nie.... pojedziemy wpierwej do te go konsula... Gdzież to?
— Na przedmieściu Poissonnière... pan Desnos.
Desnos, wielki fabrykant mebli, sprowadzał drzewo z Norwegii i z Danii — i w interesie swego handlu, postarał się o stanowisko konsula.
Swoją drogą obcym mu był kraj, który przedstawiał. Nie znał jego obyczajów, języka, ani nawet położenia geograficznego.
Biura znajdowały się po prawej stronie podwórza, na które wychodziły okna ogromnej pracowni, gdzie słychać było huk młotów, zgrzyt pił i hurkot maszyny parowej. W biurach panował także ruch, lecz objawiający się skrzypieniem piór, przenoszeniem ksiąg kupieckich i syczeniem gazu nad głowami piszących.
Tutaj, tak samo jak u adwokata, nazwisko hrabiego d’Arlot skróciło wyczekiwanie. Desnos natychmiast przyjął damy w swoim bogatym i obszernym gabinecie, oddzielonym od pracowni rysowników oszklonemi drzwiami, poprzez które widać było szeregi mężczyzn w bluzach, stojących lub siedzących i w ciszy pracy oddanych.
— Czy świeci się na górze? zapytał fabrykant, myśląc, ze te panie przybyły po meble.
Na wiadomość, że chcą z nim mówić jako z konsulem, uśmiech znikł i twarz dobrodusznego paryżanina spoważniała...